Dunaj jest full of zasadzkas.

Celina Mróz (Autorka tekstu)

http://www.moje-kajaki.net/

 

Czy wiecie, jak wygląda źródło Dunaju? Jest to kamienna fontanna z napisem Donauquelle czyli Źródło Dunaju. Znajduje się w pałacowym parku w miejscowości Donaueschingen oddalonej około 120 km na południe od Stuttgartu w Niemczech.

Płyniemy Dunajem od źródła. Napiliśmy się wody z fontanny, a potem przeszliśmy spacerkiem wzdłuż malutkiego strumyczka ginącego tu i ówdzie pod ulicami. Po kilkuset metrach potoczek wpada do rzeki Brigach, a trochę dalej Brigach łączy się z Bregiem. Tu wsiedliśmy w nasze kajaki i powiosłowaliśmy ku ujściu Dunaju do Morza Czarnego. Mieliśmy jeszcze tylko 2780 km.

Trzy rzeczki łączą się w pobliżu Donaueschingen: Breg, Brigach i Dunaj. I chociaż Dunaj jest zaledwie strumyczkiem, a pozostałe sporymi rzeczkami, ciek od tego miejsca przybiera nazwę Dunaju. Można się spierać, czy fontannę w Donaueschingen należy uznać za źródło Dunaju. W rzeczywistości kilometraż rzeki liczy się od źródeł Bregu bijących na wschodnich stokach gór Schwarzwaldu. Są one oddalone od Donaueschingen o około 70 km na zachód i dzięki temu Dunaj ma oficjalnie 2850 km długości i jest najdłuższą po Wołdze rzeką Europy.

Dlaczego znaleźliśmy się z kubkami w rękach przy fontannie w Donaueschingen? Tego roku, po spływach w Austrii i Mołdawii, na Litwie i Ukrainie, postanowiliśmy wypróbować niemieckie wody.

W zimowe wieczory przeglądałam mapy i przewodniki po Niemczech, szukając rzeki łatwej i płynącej wśród malowniczych krajobrazów. Autor bedekera bardzo sugestywnie opisywał piękno doliny górnego Dunaju; rzeka wijąca się wśród wapiennych iglic, na stromych skałach średniowieczne zamki, park narodowy z rzadkimi gatunkami roślin i ptaków. Zdecydowałam – płyniemy od źródeł Dunaju do Ulm.

Zasadzka pierwsza – podróż z przesiadkami

I teraz tłuczemy się już dobę w autobusie z Gdańska do Ulm. Jeszcze tylko skok pociągiem do Donaueschingen i będziemy mogli zanurzyć wiosła w Dunaju.

Na dworcu w Ulm kupujemy zbiorowy bilet weekendowy: Schönes – Wochend – Ticket, bardzo korzystny cenowo – tylko 35 marek, który pozwala nie więcej niż pięciu osobom podróżującym razem korzystać z wszystkich lokalnych pociągów w ciągu całego weekendu. Wszystko idzie nam jak z płatka. Dostajemy bilet razem z kartką, której na razie nie czytamy.

Ładujemy bagaże do wagonu ciesząc się, że gładko pokonujemy ostatni etap podróży. Rozsiadamy się wygodnie i wypatrujemy Dunaju z okien pociągu. Według słów mojego przewodnika, linia kolejowa z Ulm do Donaueschingen “Donautalbahn” biegnie tuż nad krętym korytem rzeki i jest jedną z najwspanialszych tras widokowych w Niemczech.

Po dwóch przystankach pociąg pustoszeje i nagle zauważamy, że musimy się przesiadać. Z naszymi olbrzymimi worami, w których mamy zapakowane kajaki, namioty i pozostały sprzęt, nie jest to łatwe. Zziajani, w następnym pociągu czytamy kartkę dołączoną do biletu. O zgrozo, okazuje się, że mamy jeszcze przed sobą cztery przesiadki i jedno połączenie autobusowe. Czasy przejścia z pociągu do pociągu doskonale zsynchronizowane – po dwie minuty.

I tak my dziewczyny podbiegamy do konduktora, prośbami i gestykulacją opóźniając odjazd, a nasi chłopcy wożą bagaże na wózkach z peronu na peron. Obsługa jest wyrozumiała, współpasażerowie życzliwie nam pomagają, choć niejeden chwytając za nasz worek stęka rozpaczliwie. O pierwszej w nocy docieramy do celu i rozbijamy namioty na trawie pomiędzy autostradami. Do dzisiaj nie wiem, jak było to możliwe, że w pełni nocy otworzyliśmy cudem uratowane Żywce i śpiewem zakończyliśmy naszą podróż.

Uważajcie w Niemczech na weekendowe bilety! Czasami na odcinku 200 km wystawiane są na koszmarną ilość przesiadek!

Zasadzka druga – Dunaj ginie pod ziemią

Wokół Donaueschingen krajobrazy są nizinne i zurbanizowane. Przy Immendingen Ania wysłana na zwiady przynosi straszną informację – rzeka dalej nie płynie. Nie możemy w to uwierzyć. Może nas nabierają? Niestety kilka kolejnych osób potwierdza pierwsze wieści. Wsiąkanie Dunaju w porowate wapienne skały zabiera mu tyle wody, że uniemożliwia płynięcie kajakiem pomiędzy Immendingen a Beuron, na odcinku 40 km. Podziemna rzeka zasila zlewnię Renu. Przyznaję, że moi towarzysze wyprawy przyjęli konieczność składania kajaków i podróży pociągiem do Beuron z pogodnymi minami. Nie robili mi wyrzutów, że niedokładnie rozpoznałam trasę. Dziękuję im za to!

Zasadzka trzecia – park narodowy

Kiedy wysiadłam z wagonu na dworcu w Beuron, po najdłuższej przenosce w naszej niemałej przecież praktyce kajakowej, westchnęłam z zachwytu. Wreszcie strome białe skały wyłaniające się spośród zieleni, a z pobliskiego szczytu króluje nad doliną zamek. Byliśmy w Naturpark Obere Donau – Parku Narodowym Górnego Dunaju. Teraz wybierzemy sobie najpiękniejszy biwak w okolicy! – naiwnie pomyśleliśmy.

Rozbiliśmy namioty i właśnie ustalaliśmy, co zjemy na kolację, kiedy pojawił się policjant w zielonym mundurze: ”Keine Zelte, kein Feuer - Żadnych namiotów, żadnego ogniska” – powtórzył nam ze 100 razy, żebyśmy dobrze pojęli. Był sympatyczny, ale stanowczy. Na do widzenia jednak wyjaśnił, że możemy leżeć na łące i podziwiać wieczorne krajobrazy. Zrozumieliśmy to po swojemu i tę noc jedna ekipa przespała w kajaku, a druga pod kajakiem. Do końca wycieczki trwały dyskusje, która metoda jest lepsza. Żaden sposób nie był jednak doskonały, gdyż nad ranem zgodziliśmy się, że jutro trzeba znaleźć inny nocleg. Chcieliśmy bowiem zostać jeszcze jeden dzień w Beuron aby zwiedzić klasztor i zamek. Pole namiotowe było położone dopiero 10 km niżej w Hausen in Tal, a korzystania z pensjonatów czy hoteli nie braliśmy pod uwagę.

Nasz kapitan postanowił działać i ruszył wprost do zabudowań klasztornych rozłożonych nad rzeką. Podszedł do zakonnika zbierającego maliny i z wielką determinacją po angielsku przekonywał go, dlaczego powinien udzielić nam gościny. Powoływał się przy tym na argumenty zarówno humanistyczne, polityczne i narodowościowe. Po dłuższej chwili wyjaśniło się, że mnich nie zna angielskiego. Przywołano młodszego braciszka i nasz kapitan z jeszcze większą swadą powtórzył swoją wypowiedź podkreślając, jak szerokim echem w Polsce i w Europie rozniesie się wieść o gościnności i dobrym sercu zakonników w Beuron. I wyobraźcie sobie, zaproszono nas do gospodarczego budynku, używanego okresowo przez pielgrzymów i tam nie nękani przez policję mogliśmy przespać następną noc. Opuszczę historię feudalnej twierdzy Wildenstein i opisy piękna benedyktyńskiego klasztoru. Wszystko to oglądnęliśmy, a naszego policjanta spotkaliśmy jeszcze raz na polu namiotowym w Hausen in Tal. Przywitaliśmy się serdecznie i zrobiliśmy wspólne zdjęcie.

Zasadzka czwarta – 40 przenosek na górskiej rzece.

Wybierając się na Dunaj liczyliśmy na łatwą wodę, a tu niespodziewanie kamienie, szypoty, uskoki. Nikt z naszej czwórki oprócz kapitana Jarka nie pływał na górskich rzekach. Jego zdaniem górny Dunaj nie ustępuje klasą naszemu Dunajcowi. Różnica polega na tym, że na Dunaju jest więcej przeszkód. Na odcinku od Donaueschingen do Ulm naliczyłam 40 najróżniejszych progów, jazów, młynów i elektrowni.

Na Dunaju, jak na każdej górskiej rzece, zaobserwowaliśmy następującą prawidłowość. Za przeszkodą jest mało wody – niekiedy musimy prowadzić kajaki na cumkach, odrzucając kamienie spod kila. Dalej robi się głębiej, zaczynają się głazy, wreszcie szypoty. Zdradliwe prądy i warkocze pchają kajak na brzeg, w krzaki, na pewną wywrotkę. O dziwo, udaje się nam wyjść cało.

Czekają nas jeszcze większe emocje - skoki przez progi.. Dlaczego odważyliśmy się na spływanie z progów? Na polu namiotowym w Sigmaringen kierownik campingu zrobił mi ksero kajakarskiego przewodnika po Dunaju od Donaueschingen do Ulm. Odtąd mieliśmy opis, jak należy pokonywać każdą przeszkodę. Okazało się, że niektóre z progów, chociaż wyglądały bardzo niebezpiecznie, są do przepłynięcia rynną w środku. Przeskoczyliśmy przez kilka, ale zdarzyło się, że po jednym progu wylewaliśmy z kajaka wodę. Mnie strach nie opuszczał, choć Jarek twierdził, że to wielka frajda. Rozgrzani emocjami skoków wpływaliśmy na spokojne rozlewisko przed następną przeszkodą.

Co do jednego byliśmy wszyscy zgodni, przenosek było aż nadto. Na dodatek pokonywaliśmy je przy mżącym deszczyku.. Liczyło się sprawne pakowanie i wodoszczelne zabezpieczenie worów. Po tych doświadczeniach, nie mam wątpliwości, że jest to największy kunszt w kajakarstwie.

Dlatego wielkie wrażenie zrobiła na nas automatyczna zjeżdżalnia dla kajaków przed Sigmaringen. Przy jazie, obok przepławki dla ryb, wybudowano wąską pochylnię. Kajak podpływa pod zastawkę z czerwonym światłem STOP, kajakarz naciska żółty guzioł, zastawka się unosi, woda wypełnia betonową rynnę, zapala się zielone światło i można spłynąć. Zjeżdżalnia wydaje się całkowicie bezpieczna, w czasie jazdy kajak jest utrzymywany pośrodku bocznymi strugami wody, a u wylotu wyhamowywany. To była wielka przyjemność.

Niezliczona ilość przenosek nie osłabiła naszych chęci zwiedzania. W Sigmaringen oglądnęliśmy malowniczy zamek należący do dynastii Hohenzollernów.

Zasadzka piąta – mżawki, deszcze i ulewy.

Już w Immendingen pogoda się popsuła, a potem było już tylko gorzej. Kapitan, aby podnieść nas na duchu codziennie rano zaklinał deszcz i stanowczo twierdził, że się rozjaśnia. Nie skutkowało; na przemian mżyło, padało i lało. Pogoda to gra z losem, a tym razem byliśmy przegrani. W lipcu 2000 zimno i deszcze opanowały całą środkową Europę. Najgorszy był ostatni dzień przed Ulm, lało bez przerwy i dodatkowo spadło prawdziwe oberwanie chmury. Przeczekaliśmy je na wodzie, pod nadbrzeżnymi drzewami, które niewiele nas ochroniły. Woda Dunaju zrobiła się żółta i mętna od piasku zmywanego z deszczem. Prąd był tak szybki i rwący, że dobijanie do brzegu, przy polu namiotowym w Ulm, było trudne i ryzykowne. Na brzegu, zupełnie mokrzy obejmowaliśmy się jak rozbitkowie.

Na spacerze w Ulm złapała nas również ulewa. W strugach deszczu udało nam się zobaczyć olbrzymią katedrę z najwyższą wieżą w Europie.

Tak przetarliśmy trasę spływu górnym Dunajem. Czy chciałbyś kajakarzu popłynąć naszym śladem?

Wycieczka planowana jako odpoczynek wśród pięknej przyrody zamieniła się w wyprawę, z której mogliśmy wrócić skłóceni, w złych humorach, ze zmarnowanym urlopem, z decyzją, że już nigdy razem nie popłyniemy. Tak się nie stało i jest to zasługa całej naszej czwórki.

 

http://www.moje-kajaki.net/

F strona główna