**ostatnia aktualizacja: 20.12.2016**

 

SUDETY: KAMIENNA GÓRA,   JAKUSZYCE - LEŚNA - ZGORZELEC    12-19 lipca 2016 (na końcu)

 

 

 

Poprzednie wycieczki w okolicy:

http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/sudety%2098

http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/sudety2000

http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/kaczawskie

http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/izerskie

 

I jak zwykle odsyłam do portalu http://www.naszesudety.pl/

 

GÓRY I POGÓRZA KACZAWSKE I IZERSKIE: KRAINA WĄWOZÓW, AGATÓW, ZAMKÓW, WULKANÓW  Jaworzyna Śl. - Strzegom - Jawor - Złotoryja - Lwówek Śl. - Lubań - Gryfów - Mirsk - Leśna - Świeradów - Szklarska Por. - Jelenia Góra     12-21 lipca 2009

 

 

W Jaworzynie ok. 6 rano jest pochmurno po świeżym deszczu. W parowozowni-muzeum ślady wczorajszej imprezy motocyklowej.

 

 

 

Przez pagórkowaty teren na Strzegom z daleka widoczny na wzniesieniach. Strzegom był intensywnie wyzwalany, i zabudowa centrum niezbyt atrakcyjna. Wyjątkiem wspaniała bazylika,

 

 

 

jak zwykle na Dolnym Śląsku mnóstwo 17-wiecznych płyt nagrobnych, ale i wiele zaskakujących akcentów. Coś w tym jest, bo Dolny Śląsk jest podobno ostoją lewicy politycznej; stąd te sentymenty? Ależ skansen...

 

 

 

 

Nieco dalej stara zabudowa; dworzec kolejowy w stanie opłakanym jak prawie wszędzie tutaj, ale spory ruch Kolei Dolnośląskich: Legnica, Kłodzko. Ze Strzegomia na NW w pobliżu kamieniołomów. W Kostrzy niewielki kościółek w trakcie remontu: skute tynki na wysokość ok. 1,5 m. Skute są również zabytkowe tablice grobowe: nie ma innego określenia jak barbarzyństwo! Albo zniszczono je teraz, albo zniszczone były wcześniej. Tak czy inaczej barbarzyństwo.

 

 

 

http://www.gross-rosen.for.pl/

W KL Gross Rosen obóz zwiedza grupa mnichów buddyjskich w czerwonych szatach. Oni mają też swoją tragiczną i aktualną kartę: Tybet. W Rogoźnicy ładny duży park. Jawor, jedno z najładniejszych miasteczek: rynek z ratuszem i podcieniami. Ślady dawnej świetności ale i dziwacznego zobojętnienia. Kościół Pokoju powala na kolana; to druga obok Świdnicy taka budowla, unikat w skali europejskiej

http://www.atlas.pl/jawor-kosciol-pokoju-park.html

http://www.youtube.com/watch?v=LnhE7B8LG1w&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=51c3CtAL1JQ&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=3wfUOcmifuA organy w Jaworze

 

 

 

 

 

Podczas Kontrreformacji udzielona zgoda na budowę świątyni tylko z drewna i gliny, o kształcie stodoły. Wnętrze z kilkupiętrowymi krużgankami, dla 6000 wiernych (!), wspaniałe malowidła. I żadnego tępienia fotografujących. Całość robi wrażenie mniej dotowanego niż w Świdnicy. Niestety, trudno mi pozbyć się niemiłego wrażenia, związanego z drewnianym budulcem. I doniesieniami o kolejnym zniszczeniu jakiegoś zabytku: albo niedopatrzenie - albo działanie jakiegoś szaleńca. A przecież w tym kraju nie mamy akurat najazdu Tatarów! Drugi kościół św. Marcina, z barokowym wnętrzem i znakomitą kamieniarką w elewacji.        http://www.youtube.com/watch?v=pHOYVIVln7I&feature=related Jawor

 

 

W mieście sporo kamienic z ładnymi elewacjami, ale i tu zaskakujące relikty; na dworcu spory ruch kolejowy.

 

 

 

 

 

 

W upał wyjazd na zachód. Okoliczne dróżki obsadzone wiśniami, którymi objadam się bez miary. Podejście na Rataj, gdzie bocznym szlakiem tym razem docieram do Małych Organów Myśliborskich: pionowa ściana zrośniętych bazaltowych słupów wysokości ok. 10 m.  (GPS: 51o01,300' N   16o07,600' E). To nek (rdzeń kanału dawnego wulkanu. Jak zwykle żyzne okolice powulkanicznych pozostałości porośnięte bujnym lasem, ale mroczna atmosfera nie zachęca do biwaku.            http://www.youtube.com/watch?v=6jPEX2amQjk&feature=related PK Chełmy

http://www.youtube.com/watch?v=2A8O48EZLSo&feature=related różne

 

 

 

 

Schodzę szlakiem do Myśliborza, gdzie stoi ładna baza turystyczna z wiatami i mini-zoo leczące poranione zwierzęta. W wąwóz prowadzi ścieżka dydaktyczna, ale część wąwozu jest zamknięta, szlak prowadzi stromymi zboczami, dalej jest błotnisty i bardzo zarośnięty; rezygnuję z kołatania się i wracam w dolną część, gdzie na skraju łąki pod jedną z wiat chłodna noc. Pierwsza.

 

Następnego dnia krążę przez Myślibórz do wczorajszej wiśniowej ścieżki i wchodzę na kolejny stożek Bazaltowej Góry; odremontowana wieża widokowa w lesie, przy niej biwakowe stoliki. Nieco dalej miejsce widokowe na okolicę i zejście do kolejnej wiaty i stolików, a obok kolejna ścianka słupów lawy.

 

 

 

 

 

Znowu wolę okrążać drogą na Paszowice, niż targać rower lasem. W Kłonicach bardzo ładny pałac w remoncie. U podnóża Radogostu na skraju łąki i dębowego lasu wspaniała okrągła wiata z kominkiem; jeden z ładniejszych biwaków dla 20 osób (GPS: 50o59,920' N  16o08,100' E). Niewielkie podejście do wieży widokowej na szczycie Radogostu - kolejnego wulkanu. Nieco uciążliwe z powodu upału zejście do Grobli. Tu odbudowany pałacyk, drewniany kościółek oraz niezagospodarowany schron turystyczny (kilkaset metrów powyżej skrzyżowania szlaków, jednak nie sprawdzałem tego). Polną drogą na zachód do drogi Lipa - Jawor, cofnięcie się do zielonego szlaku w Wąwóz Siedmicy. Teraz sobie przypominam, że dawno temu szliśmy tędy z Zosią, a początek szlaku jest istnie koszmarny: zarośla pokrzyw i malin powyżej pasa, gliniaste błoto, upał. Ślubuję już więcej nigdy tym szlakiem nie iść. Po drodze paskudna przeprawa przez rzeczkę, malownicze miejsce w skalistym wąwozie, gdzieś u góry pozostałość Zbójeckiego Zamku. Końcówka szlaku w rejonie Ruskiego Mostu to kulminacja pokrzyw, kolein i błota, którą okrążam szczęśliwie, bo z zachowaniem życia. Leśną drogą na zachód do asfaltu i na północ Muchów; zakupy. 1,5 km NE, po lewej na łące wyrasta najmniejszy bodaj polski wulkan: Czartowska Skałka.

 

 

Równie oryginalny jak piękny; ok. 15-metrowy stożek słupów bazaltu, obok we wgłębieniu łąki miejsce na biwak, wspaniałe widoki na Kaczawskie (po wojnie funkcjonowała jakiś czas nazwa: Kacabskie - Katzbacher Gebirge) i znacznie dalej. Zapowiadają możliwość burz, więc rozstawiam u dołu namiot, a ze śpiworem rozkładam się w zagłębieniu nieco poniżej szczytu. Jest akurat wyjątkowo dokuczliwa rójka mrówek; wzmaga się silny wiatr, czerwony zachód słońca. Jedna z piękniejszych nocy.

 

 

 

Zjazd na zachód do Świerzawy:

 

 

 

 

 

 

typowy ładny ryneczek, niektóre domy wyjątkowej urody, zwiedzam wieżę romańskiego kościoła św. Katarzyny. Do Sędziszowej i w prawo pod Wielkie Organy Wielisławskie. Uderzenie wielkiego upału przeczekuję pod dużą nową wiatą polewając się wodą; doskonałe miejsce na biwak.

 

 

Uciążliwie wychodzę na szczyt Wielisławki, gdzie resztki grodziska i schroniska, zagadkowe sztolnie, rozległy widok na okolicę, w której dominuje stożek Ostrzycy Proboszczowickiej. Po paru godzinach wyjazd na NW na Sokołowiec: ruina zamku, stary kościółek który sympatyczna na pozór dziewczyna akurat zamyka mi przed nosem. I nie ma sposobu aby na pół minuty wejść do środka: „ksiądz proboszcz kategorycznie zabronił wpuszczać”.

No, to na marginesie: rozumiem, że wobec powszechnego zdziczenia i plagi kradzieży kościoły muszą być chronione. Ale nie może się zdarzać podobna sytuacja. Kolejny problem: fobia przed fotografowaniem. Przy powszechności telefonów z kamerą, przygotowanie dokumentacji planowanej kradzieży nie jest żadnym problemem. Trzeba będzie kiedyś zdobyć się na wywołanie awantury z wołaniem policji i żądaniem wytoczenia sprawy sądowej za przestępstwo fotograficzne.

 

Zjazd na Nowy Kościół (to zresztą centrum znalezisk polskich agatów). W kościele tablica pamiątkowa z okazji „powrotu tych ziem do Macierzy”. Rozumiem patriotyczne dobre chęci fundatora, ale to jakieś pomieszanie pojęć. Raczej powinno być „przyłączenia ziem do Macierzy” – bo poza epizodycznymi faktami, były to ziemie rządzone przez Niemców. A przekazane nam przez aliantów w kontrowersyjnych okolicznościach, bez pytania nas o chęci. Ale to dobrze, że taką krainę mamy u siebie; z całą jej odrębnością i bogactwem! Dla mnie najbardziej interesujący krajoznawczo region Polski. Można się tylko wstydzić, że przez lata był tak po macoszemu traktowany… A więc raczej „oddania pod oschłą kuratelę macochy” niż „powrotu do macierzy”.

Upał okropny, rezygnuję z dojazdu do odbudowanego pałacu; sygnalizuję tylko ruiny w Rząśniku, pozostałości wulkaniczne bodaj w Lubiechowej - i stożek najpiękniejszego polskiego wulkanu Ostrzycy Proboszczowickiej (tuż-tuż przez łąki, ale wspinaczka na nią jest spora: ponad 200 m wzniesienia. Jeśli będziecie w okolicy, koniecznie warto zabiwakować na szczycie. Nawet proponuję aby ustalić datę 12/13 sierpnia jako spotkanie oryginałów zdecydowanych na śledzenie widowiska Perseid. Tyle, że ja już nie w tym roku, a miejsca na szczycie jest tylko dla kilku osób)

http://www.foto.pwsk.pl/2006/12/31/szlak-wygaslych-wulkanow-ostrzyca/

 

 

W Złotoryi odwiedzam sympatycznych znajomych przyjaciela, którzy ratowali nas podczas pechowego powrotu samochodem po tragicznej wyprawie w Alpy w 2005.

 

 

Inne atrakcje: kościół, kopalnia złota, a w odległości ok. 2 km na południe gigantyczne odsłonięcie bazaltowego wnętrza wulkanu Wilkołak czyli Wilcza Góra; 100-metrowa ściana słupów lawy. Szybko coś pojadam w rynkowej restauracji i jazda NW na biwak nad jeziorkiem dawnego kamieniołomu GPS 51o08,100' N  15o23,722' E. Wybór bardzo pechowy, bo jest okropny upał, hordy agresywnych komarów, niesamowicie brudne otoczenie i podejrzane typy się tu wałęsające. Pewnie lepiej było pojechać bliżej nad zalew koło miasta. Prawie bezsenna noc.

 

 

Rano na Grodziec:

https://www.youtube.com/watch?v=cxYx6fBWoko Grodziec z drona

 

 

 

 

 

odbudowa zamku postępuje; zwiedzam ten wyjątkowo okazały obiekt, a potem niebo się zanosi i przez 3 godziny pada deszcz. Kiedy wsiadam na rower, akurat z dołu podjeżdża rasowy rowerzysta: żylasty, z widoczną doskonałą kondycją i bardzo starannie zaplanowanym wyposażeniem. Prawie cały bardzo duży bagaż wozi na przyczepce-jednokółce. Chcę go zagadnąć, ale to on pierwszy zaskakująco pyta: „czy to przypadkiem nie dr niehabilitowany?” Okazuje się, że uważnie przestudiował tę stronę WWW z opisami, i przejął proponowaną ideę turystowania, chociaż z odrzuceniem minimalizacji. Wyruszył z Rawicza, i teraz do Lwówka pojedziemy razem. A w Lwówku kolejne spotkanie. Parę lat temu, po opisie poprzedniej wycieczki w tę okolicę, skontaktował się pracownik urzędu miejskiego i bardzo sympatycznie przesłał pocztą spory plik materiałów turystycznych. Teraz odnawiam kontakt, i właśnie zjeżdżamy na spotkanie w rynku.

 

 

 

 

Wyżej od lewej: Maciej-rowerzysta z Rawicza, z imponującym sprzętem; Krzysztof z Lwówka z żoną i pozostałą rodziną. Kolejny, jeszcze bogatszy pakiet materiałów - dar mile widziany. Spotkanie niestety jest za krótkie; jedziemy na skraj placu, na którym już kiedyś dość niesympatycznie biwakowaliśmy z Zośką.

 

 

Tym razem jest zupełnie koszmarnie: upał, komary i brak wody, a na dodatek o mało nie wykończyłem roweru bo wkręciła mi się guma w przerzutkę. Pojutrze w Lwówku festyn połączony z największą w Polsce aukcją agatów i innych kamieni. Decyduję się powrócić, tymczasem żegnam się z Maciejem, który musi się spieszyć (ostatniego dnia w paskudną pogodę z tym obciążeniem odskoczył do domu ponad 140 km. Chciałbym go kiedyś namówić na trasę przez Bory Dolnośląskie, ale pewnie by mnie wykończył). A ja najpierw wracam przez Brunów (ładny pałac) na N na Żerkowice, gdzie kilometr na E w lesie stoi oryginalny ostaniec piaskowcowy Skała z Medalionem (GPS 51o09,581' N  15o34,673' E, w pobliżu niezłe miejsce na namiot). Dalej w upale na W; Nowogrodziec z zabytkowym kościołem i drugim równie ładnym, oraz wieżą widokową; na Lubań, gdzie z powodu gorąca zaczynam tracić ochotę na wszystko. A to już skraj Łużyc, miejsce pochodzenia moich dziadków...

 

 

 

 

I drogą na NE Mściszów, gdzie malownicza ruina kościółka, oraz drugi wielki kościół niewątpliwie poewangelicki, z wieloma chórami, mieszczący z 1500 wiernych. Skąd aż tylu w małej wiosce? W Gościszowie pręgierz i malownicze ruiny pałacowe.

A przed nimi na krótkim łańcuchu nieprzytomne od upału psy… Nie mogę pozbyć się tego obrazu bezmyślnego okrucieństwa: pies pilnujący jakichś bezsensownych ruin, skazany na całe życie na łańcuch (na pewno nigdy nie jest zwalniany), z przewróconą miską na wodę (polscy gospodarze wykazują wiele sprytu jak ukraść z pobliskiego zabytku daszek do naprawy swojego świńskiego chlewika, ale nigdy nie widziałem, aby pies miał miskę zabezpieczoną przed wywróceniem!), czekające często po 2 dni, aż gospodarz wytrzeźwieje, żywione  tylko kartoflami, zamarzające na mrozie, umierające bez cienia współczucia - jak przedmioty. Przy całkowitej obojętności otoczenia i bez sądu na katów. Mój 1% procent odpisu podatku idzie od lat na cele TOZ, ale problem wiejskich psów pozostaje tragiczny. Przecież gdybym próbował interweniować, to by mnie po prostu pobił („to mój pies, spieprzaj stąd i to szybko”)? Wreszcie czas aby się za to zabrać w społeczeństwie, które ma europejskie aspiracje!

Teren bliżej Lwówka staje się ładny i pagórkowaty, skręcam w prawo i rozkładam się w środku Niwnic, w zasłoniętym miejscu bujnej łąki przylegającej do przykościelnego cmentarzyka. Uroczy kościółek z licznymi tablicami grobowymi.

 

 

 

Rano zjazd w potężniejącym upale do Lwówka. Przez dobre 2 godziny kursuję pomiędzy straganami nie mogąc się oderwać od bajkowych minerałów.

http://www.lla.lwowekslaski.pl/index.php?lla=index2

http://www.goldcentrum.pl/kaczawskie/www/articles.php?id=31

 

 

 

 

 

 

 

 

Przy okazji zwiedzanie ratusza, jednego z najładniejszych. Polecam Lwówek i okolice na przyszłość. Gorąco obezwładniające, siedzę w cieniu, a i tak muszę się ratować co godzinę wejściem do chłodnego wnętrza ratusza. Niedobrze, bo boję się po prostu wyjeżdżać z miasta. Wreszcie po 16 ryzykuję, ale po 2 km muszę wjechać w las i położyć się z niepokojącymi objawami; zaczynam poważnie rozważać powrót pociągiem na Jelenią i zakończenie wycieczki, wczorajsze 75 km w upale mnie jednak wymęczyło. Ale od zachodu zaczyna się chmurzyć, stopniowo chłodnieje. Wlokę się asfaltem w stronę Gryfowa prowadząc rower pod każdą górkę. Na tle granatowego nieba biały ratusz w Gryfowie wygląda jak duch. Film Szklana Góra, z lat 60 - z Gryfowem https://www.youtube.com/watch?v=v5ITWa1uv8k

 

 

Rozstawiam się w lasku na brzegu Kwisy jakiś kilometr poniżej miasta, w siąpiącym deszczu. W nocy potężna burza, którą jednak namiocik nieźle wytrzymuje.

Rano przyjemny pochmurny chłodny dzień, jazda na Mirsk, po drodze ruiny zamku Gryf obstawione tablicami zakazu (to daje dozorcy większy napiwek).

 

 

 

W Mirsku popaduje, a ja jadę na w stronę zapór na Kwisie.

 

 

 

 

Ale rozpaduje się beznadziejnie i ponad 4 godziny przesiaduję pod parasolem przed sklepem. Zimno! O jeździe nad zalew nie ma mowy, korzystam z przerwy, wkładam na siebie wszystko co mam, i skręcam na Wolimierz. Tylko na to najwyraźniej czekało, bo ulewa wraca; tym razem nie ma już co wracać, jadę niemal po omacku w zacinającym deszczu, ręce zgrabiały tak, że nie jestem w stanie odkręcić śruby regulacyjnej hamulca. W Wolimierzu na dawnej stacji kolejowej pasjonaci urządzili coś pośredniego pomiędzy galerią, teatrem, a przybytkiem artystów; warto tam zajrzeć. Rozkładam się pod wiatą, gdzie czekają łóżko i tapczan, który dzielimy z dużym czarnym psiskiem. Jedna z sympatyczniejszych nocy w nieco surrealistycznym otoczeniu.

http://www.klinikalalek.art.pl/index.php?id=home.php

 

 

Ponieważ rano pogoda się poprawia, zawracam na N przez Świecie. W Świeciu wspaniały kościółek z drewnianym poewangelickim wyposażeniem i oryginalnymi malowidłami na stropie.

 

 

 

 

 

Ruiny zamku Świecie. Przed Leśną wejścia do sztolni wykuwanych przez jeńców, prawdopodobnie Niemcy budowali tu fabryki zbrojeniowe. W Leśnej wiele uroku ma labirynt uliczek niedaleko rynku, sam rynek rozkopany i w remoncie, dlatego niżej stare pocztówki.

 

 

 

Stromy podjazd do Czochy, której tym razem nie zwiedzam.

 

 

 

 

Dla mnie to najpiękniejsza (prócz Książa) sylwetka pałacowa w Polsce; nie można z nimi nawet porównywać Wawelu ani zamku w Warszawie (zdanie - herezja? Mam tu na myśli tylko sylwetki i otoczenie, bo atmosfera wnętrza Katedry Wawelskiej jest niepowtarzalna). Jeśli będziecie w środku  zwróćcie uwagę na piękną starą armaturę łazienkową. Pałac jest miejscem kręcenia wielu filmów (przepraszam za infantylizmy godne "czterech pancernych").

Powrót nad zaporę w Leśnej; po serii powodzi po koniec XIXw, Prusacy wybudowali imponujący system zapór i zbiorników retencyjnych na Bobrze i Kwisie.

 

 

 

 

 

 

 

Po drodze nad drugą zaporę w Złotnikach, po lewej coś jakby miniaturka kamiennego zameczku. To dawna szubienica, którą przebudowano na kawiarniane miejsce spotkań. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej niesmacznego: w miejscu konania skazanych za zupełne czasem błahostki - zabawa. Ale moda na szokowanie przetrwała, bo dziś cały kompleks nosi szyld „Złoty Sen”. Dziś chcę nocować w Izerskich, droga jednak okazuje się długa, bo GPS przez moją nieuwagę liczy mi odległość poprzez góry, a droga jezdna do Świeradowa jest bardzo okrężna. Kolej w Świeradowie: http://www.goryizerskie.pl/?file=art&art_id=166&page=4

 

 

 

Ze Świeradowa wyruszam przed 22gą, a podejście jest naprawdę strome, dobrze, że asfalt - a na GPS mam zlokalizowaną jeszcze wiosną wiatę, do której docieram po 23. Zimna górska noc, rozgwieżdżone niebo.

Rano okrężną asfaltową ścieżką dojazd do Chatki Górzystów,

 

 

gdzie niestety kuchnia nieczynna w poniedziałki, więc nie będzie osławionych naleśników. Po ostatnich ulewach nie ma co się pchać głębiej w Izerskie, bo utknę w torfowiskach.

http://www.orleizerskie.biz/

 

 

 

Chcę na własne oczy zobaczyć roboty kolejowe, bo linia ze Szklarskiej przez Jakuszyce do Harrachova (i dalej z połączeniem na Drezno) jest w trakcie odbudowy!

http://www.tki.info.pl/ 

 

 

Rzeczywiście, nowy tor ułożony jest od granicy do wysokości 300 m powyżej dawnego przystanku Nowy Świat. Niesamowite! I zaklinają się, że dotrzymają terminu listopadowego. Ja sądzę, że będzie doskonale jeśli do końca roku powróci ruch od Czech do Jakuszyc, a w przyszłym roku ew. ze Szklarskiej. Stan linii Jelenia-Szklarska jest niestety opłakany (dalej do Wałbrzycha również), a bez tego nie ma co marzyć o pełnej reaktywacji ruchu. Zjeżdżam przez dawne przejście przy słupku, do ostatniej stacji „zubacki” z Tanvaldu. Zazdrość kąsa serce; budyneczek otwarty, bez nadzoru, w środku na ścianach obrazki, żadnych rozbitych butelek, spray’ów. Dla porównania zdjęcie zaszczanego fragmentu dworca w Czersku (przepraszam za drastyczne określenie, ale smród był powalający; i brak jakiejkolwiek reakcji). I dla zupełnego pognębienia - przedwojenny dworzec w Tczewie

 

 

 

zdjęcie z : Wolne Forum Gdańsk

No, ale jesteśmy przecież całe 400 m od granicy. Granicy chamstwa i prymitywizmu? Dobrze, że w 1959 dokonano korekty granicy, i ten teren oddano Czechom… Bardzo uciążliwy podjazd szosą od Harrachova do granicy. W Jakuszycach ulewa; tutaj także kładą tory. Bardzo stromy zjazd najpierw do Szklarskiej, potem bocznymi drogami u podnóża Karkonoszy do Jeleniej, gdzie przez 2 dni gościna u rodziny kolegi ze studiów. Krótki objazd nadzwyczaj interesujących okolic Jeleniej.

 

 

 

Lenistwo, dopieszczanie kubeczków smakowych, istny hedonizm!  Trasa kolejowa z Jeleniej również nadzwyczaj widokowa;

 

 

 

Wycieczka w znacznej mierze sentymentalna; starymi śladami, ale tak dawno tu nie byłem… Zaznaczona wieloma internetowymi kontaktami. Zatrzęsienie krajoznawczych atrakcji! I plany na przyszłość: może za rok pociągiem do Tanvaldu, a stamtąd w Czeski Raj? Może z Tanvaldu z tanim biletem Euro – w pogranicze polsko-czesko-niemieckie? A może przez Łużyce, Bory Dolnośląskie w Wielkopolskę? A może kajak w wodną krainę Spreewaldu? Ponarzekałem sporo, więc dla równowagi kilka cieplejszych spostrzeżeń. W okolicach Lwówka widziałem sporo naprawdę ładnie odbudowanych gospodarstw z pruskiego muru; przybyło w wielu miejscach lokalnych oznakowanych ścieżek dydaktycznych oraz zadaszeń przy szlaku; no i największy, nieprawdopodobny ewenement: odbudowa linii kolejowej do Czech! I przywrócony ruch kolejowy na bodaj najładniejszej linii: Wałbrzych - Kłodzko. 

 

I jeszcze apel komputerowego analfabety. Po wielu miesiącach próśb doczekałem się zainstalowania OZIego. Ale połączenie aktywne mojego Garmina z laptopem okazało się niemożliwe. I żadnej odpowiedzi na grupie dyskusyjnej… Chcę kupić GPS umożliwiający pracę z mapą JPG, a nie mapą wektorową. Jeździłem teraz z wydrukami starych niemieckich Messtischblattów w ręku, ale mamy XXI wiek podobno… Model MIO 550 byłby odpowiedni, ale czas pracy wynosi: 2 godziny… Czy ktoś zna coś bardziej sensownego, na zwykłe baterie? Na razie na te dwa problemy nie potrafi mi odpowiedzieć nikt z zaawansowanych zapytywanych GPSowców, więc tą drogą szukam pomocy… Każdy odpowiada, że to żaden problem, a jednak rezultat jest zerowy!

http://www.countryspa.pl/pieszo_i_rowerem.html

http://gorykaczawskie.pl/pl

http://www.kaczawskie.pl/aktual.htm#7

http://www.farma-wiatrowa.info/

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 SUDETY: KAMIENNA GÓRA,   JAKUSZYCE - LEŚNA - ZGORZELEC    12-19 lipca 2016

Mapka z miejscem startu pośrodku:

 https://www.google.pl/maps/@50.7995724,15.9532349,10z

 

Planowałem w końcu czerwca dłuższe jeżdżenie z Sunią po Dolnym, ale zapowiedź upałów ponad 33 stopnie zmusza mnie do odwołania planów.

Odnawiają się one w połowie lipca: planuję krótką wizytę w zaprzyjaźnionym od lat domu w Kamiennej Górze, przejechanie przez Rudawy Janowickie, Izerskie i towarzyską wizytę w Zgorzelcu. W Sędzisławiu wysiadamy w lejącym deszczu, a przejechanie 5 km do Kamiennej zajmuje nam prawie półtorej godziny. W Kamiennej gościna z jednej, a uporczywy deszcz z drugiej strony zniechęcają do wyściubienia nosa na dwór. Fred tak jak przy poprzedniej wizycie zadziwia szeroką erudycją - i recytacją Słowackiego. Można też o chemii i matematyce, dysputy o malarstwie, historii, cytaty Pisma Świętego po łacinie; człowiek renesansu...

 

 

Jeden krótki wypad z Romkiem, na rowerach do poniemieckiego kompleksu sanatoryjnego w pobliżu.

 

 

 

To właśnie Romek kiedyś inicjował rowerowe wycieczki w okolicy: do tunelu kolejowego, opuszczonej Miedzianki i Janowic  http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/kaczawskie   Tempus fugit...

  

 

Gościliśmy tu parę lat temu w święta; http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/2013 (pod koniec opisu).

Ten trzydniowy deszcz, to fatalna ulewa która zalała błotem mój ogród w Gdańsku, i zniszczyła torowisko PKM. Trzeciego dnia cierpliwość się kończy (albo jest to przesyt piwny); zjeżdżamy do Sędzisławia, i KD jazda do Szklarskiej. Koleje Dolnośląskie oceniam bardzo pozytywnie: pokrywają rozległy obszar, mają wygodny tabor, za rower biorą 2 zł. W Szklarskiej chmury, przesiadka na czeski pociąg do Liberca, porównywalny standard.

 

 

W Jakuszycach (to najwyżej położona stacja w Polsce, ok. 50 m wyżej niż w Zakopanem) siąpi drobny deszczyk, przeczekujemy pół godziny pod daszkiem, ale nie ma rady - trzeba jechać. Szlak pieszy jest nieco kamienisty, mało sympatyczny w deszczyku. W Orlu rozsiadamy się na conieco, jakoś jednak wolę pojechać do Chatki Górzystów. Ale zaczyna schodzić powolutku powietrze z koła. Po drodze mijamy dwie wiaty które nadają się w sezonie do spania. Ze trzy razy trzeba dopompować. Chatka Górzystów; w schronisku sporo ludzi; ja przed wejściem odwracam rower, zdejmuję koło i szukam dziury. W tym momencie podchodzi młody człowiek i pyta: -czy na tym zdjęciu na mojej komórce, to jest może Pan? Z lekka zdębiałem - a zdjęcie ściągnął z lektury mojej turystyki, z tej właśnie strony… Tak mnie zdurniła moja popularność, że nie sprawdziłem czy czasem w oponie nie pozostał jakiś odłamek - i założyłem koło. W schronisku zafundowaliśmy firmowy, sławny już w Polsce specjał: potężne naleśniki z konfiturami i słodkimi sosami. Znane jest zdjęcie z lata, kolejki czekającej na swoje zamówienie - miała kilkadziesiąt metrów długości i ciągnęła się daleko na Polanie. Teraz gospodarze serwują ten specjał tylko stałym gościom którzy tu nocują. W końcu jest to ich siedlisko rodzinne które tylko przy okazji oferuje usługi schroniskowe.

 

 

 

 

Nocujemy w namiocie na trawie. Bardzo chłodna gwiaździsta noc. Rano Sunia szaleje po łące z sympatycznym czarnym psiakiem z schroniska.

 

 

Planuję pojeździć sobie po asfaltowych ścieżkach Izerskich. Pomysł jazdy pod Smrk okazał się nierealny bo po kilkudniowych ulewach ścieżki zamieniły się w potoki płynącego błota. Nigdy nie należy chodzić po Izerskich po większym deszczu. Wracamy do asfaltu i zauważam, że ponownie powoli zaczyna mi dobijać tylna opona. Chcę dojechać 300 m do skrzyżowania, ale powietrze schodzi gwałtownie do końca. WYRWANY WENTYL! No, tego nie da się już naprawić… Jest sobotnie popołudnie, rower mógłbym prowadzić, ale pies nie dojdzie do Jakuszyc, a sklepy będą zamknięte do poniedziałku: „jest dobrze, ale niebardzo”  jak mawiają górale… W Chatce nie mają zapasowej dętki… Powolutku prowadzę rower do Orla - i tu o dziwo kupuję dętkę, co prawda za małą i za grubą, ale po pół godzinie zmagań umieszczam ją w obręczy. Nie mogę napompować do pełna, bo zrzuca mi oponę, ale jakoś daje się jechać („idzie jechać” jak mawiają Kaszubi). W sobotnie popołudnie jest gęsty ruch rowerowy na szlakach Izerskich. Ostrożnie zjazd do Świeradowa, próba skrótu na Czerniawę nieudana; bez psa na bagażniku może by się udało. Trudno, objazd kilku km, w Wolimierzu tłok, jedziemy dalej. Ostatecznie wyprowadzam rower stromą ścieżką na pola ponad Świeciem; piękny widok z płaskich pól, na stary kościół. Rano zjazd, w Świeciu akurat kończy się nabożeństwo, wpadam z kamerą.

 

 

 

 

Kościelny i ksiądz osadzają moje zapały: proszę się nie spieszyć i fotografować spokojnie. Nie wierzę własnym uszom bo kilka lat temu kościelny prawie mnie zaatakował podczas fotografowania. Cóż robić: bardzo miło… Piękne unikatowe wnętrze.

Nieco dalej kilka wejść do tajemniczych sztolni z czasów wojny. I po prawej ruiny zamku Świecie.

 

Skręcam w stronę bramy, ale od drugiej strony drogi atakuje mnie słownie właścicielka która przesiadywała w oknie i czyhała na takich jak ja, spryciarzy. Przy bramie adnotacja, że wejście po uzgodnieniu z właścicielem. Z reguły powinien on być gdzieś przy bramie, i tu się go szuka, a nie po drugiej stronie szosy. Niby nieważne, ale parę lat temu miałem tu podobną scysję, z taką samą agresywnością. Pytam czy dla niej jest to naprawdę zabawne: siedzieć całymi godzinami przy oknie i nerwowo czyhać na delikwentów po drugiej stronie szosy? Nie byłoby prościej umieścić metalowy dzwonek którego odgłos zwalnia od trybu życia godnego pająka? Nie ma żadnej możliwości dogadania się; to jacyś paranoicy, odjeżdżam. Ale po 300 m zawracam bo chcę jednak do końca powiedzieć co myślę. Na miejscu zastaję środek kolejnej scysji: właściciel wyzywa teraz załogę samochodu który usiłował podjechać w stronę bramy; w rewanżu słyszę końcową ripostę: idź się leczyć, wariacie! Nie wiem czy obraza, czy diagnoza? Magister dixit… W Necie można wyczytać sympatyczne zdania o obiekcie i właścicielach, a ja notuję już trzy scysje? Proponuję: jeśli będziecie w okolicy, zróbcie test i napiszcie… Ja wiem, że to niemądre, ale czasem aż kusi aby zagwizdać na indyka zza płotu - bo na pewniaka w odpowiedzi zagulgoce; głupi indyk „ma na musiku” - jak mawia lud… To kolejny furiat na mojej liście - po sklepikarzu w Pluskach na Mazurach, dozorcy parkingu w Leśniewie nad Kan. Mazurskim oraz zakrystianie w kościele w Henrykowie i siostrzyczce w Kaplicy Czaszek w Czermnej k. Kudowy… Zastanawiam się, czy i ja za swoje monotematyczne uwagi o Kolejach, nie powinienem się sam dopisać do swojej listy? Tak mi to sugerowała jedna z (sympatycznych skądinąd) koleżanek z kajaka.

http://www.inka.tychy.pl/2010/01/swiecie-ruiny-zamku-historia-swety-i-milosza-swiecie-woj-dolnoslaskie/ przeczytajcie uwagi po opisie

 

Leśna podbija mnie swoim urokiem pięknych zaułków i uliczek, ładny rynek, zabytkowy kościół ze starymi płytami nagrobnymi. Cisza pustawego miasteczka, pięknie położone domki na działkach.

 

 

 

 

 

 

Po pokrzepieniu się jazda na Platerówkę (osada zasiedlona po wojnie przez żeńskie zdemobilizowane oddziały; film „rzeczpospolita babska”). Dalej w kierunku Zawidowa, po drodze kilka razy paskudny deszcz. Zawidów jest oryginalnym miasteczkiem malowniczo położonym na wzgórzach.

 

 

 

Biwak gdzieś nad j. Witka okazał się nierealny, dalej przez Radomierzyce. Jedyne miejsce to płaska łąka 50m od granicy niemieckiej. Rano przez Osiek Łużycki, nadspodziewanie interesujące krajobrazy nad Nysą Łużycką. W Zgorzelcu odwiedziny towarzyskie, ale na zwiedzanie niemieckiej interesującej części miasta już nie mamy czasu, powrót KD do Jeleniej, tu sprzedają mi o dziwo bilet rowerowy, bo od dawna kasa twierdziła, że ten pociąg nie prowadzi przedziału rowerowego.

 

 

 

 

Tomasz Pluciński 

nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F strona z indeksem opisów turystycznych
F strona główna