PODLASIE - BIAŁORUŚ - ŁOTWA - LITWA rowerem, samochodem, kajakiem, pociągiem  29 maja - 17 czerwca 2015      

**ostatnia aktualizacja 30.01.2016**

 

zdjęcia Michała: http://mihurybi.website.pl/Foto/Fotoalbum/album/3-Rower/2015/15-05-27%20Bialorus%20Litwa/index.html

**zdjęcia z motocyklowej wycieczki śladami Niemena  

https://picasaweb.google.com/atmotur/WStarychWasiliszkachSladamiNiemena2012?feat=directlink

**zdjęcia z rowerowej dłuższej wycieczki po Białorusi  https://picasaweb.google.com/109886452828225450128/RowerowaWOczegaPoBiaOrusi2015

**rowerem przez Białoruś 2010  http://bezdroza.pl/relacje,Rowerem_przez_Bialorus,790.html

http://www.trasymasy.pl/rowerem-na-bialorus/  2013

 

 

Nasza wycieczka wzdłuż Prypeci 2012  http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/polesie 

I Inflanty 2013: http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/inflanty  

 

Odnawia się pomysł jazdy na wschód: zaprzyjaźniona grupa z Brześcia proponuje spotkanie w Białowieży, wspólną jazdę po Puszczy Białowieskiej, kajak po Prypeci, rowery po pojezierzu Brasławskim. A my byśmy potem wracali wschodnim pograniczem Łotwy oraz Litwy. Jakoś dałem się namówić, dostajemy zaproszenia z Brześcia, wizy po ok. 100 zł bez większych kłopotów. Trasa będzie długa i raczej czasochłonna, a ja mam trochę spraw do załatwiania, więc chciałbym możliwie późno ruszyć. Zatem kompromis z Michałem, który jest niewyżyty rowerowo. 29 maja ładujemy rowery na samochód, kierunek Łapy i dalej w górę Narwi.

 

Ale moje sumienie dręczy spojrzenie psiaka którego haniebnie zaniechałem w Jedwabnem ponad dwa tygodnie temu, podczas wiosennej wyprawy na Jegrznię. Tak to wtedy opisałem:

Na chodniku obok jezdni leży piesek, w kiepskim stanie, który odwraca się na grzbiet i pokazuje mi bezwładną łapkę… Pogłaskaliśmy go tylko sądząc, że ma właściciela w sąsiedztwie. Popełniłem paskudny grzech zaniedbania nie sprawdzając tego - i obraz tych proszących psich oczu będzie mnie długo prześladował … To kara za grzech poniechania.  Cdn…

Michał nie oponuje przed nadłożeniem drogi; ma swoje zaszłości z pieskami, więc rozumie moje dylematy. W Jedwabnem z biciem serca i bez przekonania skręcamy w uliczkę. Aż mi serce waliło: przecież to niemożliwe żeby po dwóch tygodniach jeszcze był sens szukać; będę miał wyrzuty sumienia na długo... Skręcamy w uliczkę; i aż nie mogę uwierzyć - w tym samym miejscu psina leży ciągle na chodniku! Ustalam z pobliskim mieszkańcem który pieska podkarmiał, że przygarnie inwalidkę na posesję, a ja po powrocie będę kombinował jakiś sposób zabrania do Gdańska tej bieduli. Nie ukrywam, że ulżyło znacznie mojemu sumieniu. cdn...

 

W Uhowie koło mostu rozstawiamy graty (tu kiedyś zaczynaliśmy spływ Narwią, ostatni w życiu Muchy…), a Michał odwozi samochód w rejon Berżników (Sejny); kawał drogi. Tam mamy kończyć jazdę za ponad dwa tygodnie. I nadspodziewanie udaje mu się złapać okazje na powrót już o zmierzchu.

 

 

Rano awaria uszczelki w jego japońskim prymusie; przymusowa jazda do Białegostoku i awaryjne kupno kuchenki gazowej. Wreszcie start. Początkowe fragmenty Narwi niezbyt interesujące, Suraż. W Doktorcach nietypowa forma ekspozycji-protestu przeciwko ludzkim występkom i grzechom… Forma jak forma, ale z treścią się zgadzam. Wspólne mamy to, że i ja często nie chcę powstrzymywać się przed sygnalizowaniem tego co myślę o złu…  

 

 

 

 

Za Czerewkami dolina się rozszerza, robi się bardzo ładnie, łąki, rozległe widoki, coraz więcej zadbanych wiosek z drewnianą zabudową i zabytkowymi cerkiewkami: Kaniuki, Ciełuszki.

http://klimaty.blox.pl/2011/10/Kaniuki-witaja.html

Za Ciełuszkami rozstawiamy się na niskiej krawędzi szerokiej doliny w pięknej atmosferze słonecznego popołudniowego spokoju.

 

 

 

 

 

Rano słońce, w Puchłach nabożeństwo w okazałej cerkwi z bogatym wystrojem.

http://www.portals.narew.gmina.pl/parafie/102-parafia-prawoslawna-w-puchlach

W miejscowości Narew, na SW brzegu w pobliżu skrętu szosy, niezłe wiaty na biwak.

 

 

7 km za Narwią, na  brzegu Narwi od strony Rybaków, na wysokości Odrynków drewniane zabudowania skitu (klasztoru-pustelni). Na miejscu dawnego kultu niedawno reaktywowany ofiarnością miejscowych, niewielki klasztorek. Krząta się tu wiele osób z okolicy uczestnicząc w gospodarskich pracach.

https://www.youtube.com/watch?v=erqNux40Kgs

http://wonder175.blogspot.com/2015/06/skit-w-odrynkach.html

Ośrodek pielgrzymkowy, przygotowany do obsłużenia dużych grup. Zostajemy uczęstowani obiadem: kapuśniak, kartofelki z warzywami, kompot.

 

 

 

 

Zaczynamy rozmowę: jest tu zaledwie jeden mnich, który dobrowolnie przeniósł się tu z Supraśla (byliśmy na jesieni). Ale rozmowa się zacina: słyszymy o agresywności jakichś obcych ludzi; napadach po nocy, zabiciu psów, odgrażaniach w stosunku do Ojca Gabriela… Podlasie kojarzyłem zawsze z wyciszeniem, pokojem, a tu taka niespodzianka. Także tu już jest dziki kraj? Nocujemy nad glinianką w wyrobisku żwirowni, w zagajniku z licznymi mrowiskami.

 

 

W nocy mamy intensywny deszcz, ale ranek już świeży i słoneczny. Narewka. Zastanawiamy się nad dalszą trasą. Możnaby wzdłuż Narwi i szukać biwaczku nad zbiornikiem Siemianowskim, ale to kawałek drogi, trzeba będzie jutro wracać, a jest upalnie… Jedziemy S brzegiem Narewki i skręcamy do mostku w rejonie Gruszek. Ciągle S brzegiem wjeżdżamy w dolinę i łąki tak piękne i bujnie kwitnące jakich nie widziałem od dawna.

 

 

 

 

Rower trzeba prowadzić, z daleka widać porządny drewniany domek-wiatę. Jest tak pięknie, że marzy mi się tu przyjechać jesienią i spać na piętrze… Ale wracamy do mostku, jedziemy na drugą stronę rzeki przez Gruszki. Wieś zorganizowana na wzorowe miejsce dydaktyczno-wycieczkowe, na szczęście kilometr dalej, vis-á-vis (przy okazji: skąd wzięło się to powiedzenie? A adieu?) tamtego drewnianego domku jest piękny zespół wiat, z miejscem na ogień oraz nieprawdopodobnie smukłymi dębami.

 

 

Piękne pod warunkiem że nie zjedzie tu wieczorem zorganizowana piwna wycieczka. Na wszelki wypadek rozstawiamy się 100 m dalej, na skraju lasu i łąk doliny. Całą noc rozlega się niezmordowane piłowanie kilku derkaczy. Piękna okolica, wspaniała atmosfera. Te biwaki nad Narwią i Narewką są jednymi z najsympatyczniejszych w mojej pamięci od lat… Rano zbieramy się bo jesteśmy umówieni w Białowieży z grupą z Białorusi wraz z Niemcami. Upał, zakupy w Białowieży. I na skrzyżowaniu niespodziewanie natykamy się na naszą grupę znaną z życzliwego zaproszenia które umożliwiło nam kiedyś wycieczkę wzdłuż Prypeci, a potem jeszcze z wspólnej wyprawy na Bornholm.

 

 

 

Jest nas bodaj 16 osób, w tym spora grupa sympatycznych zaprzyjaźnionych Niemców. Najpierw objazd ścieżek po polskiej stronie BPN, potem przejeżdżamy drogowe przejście graniczne i nieco krążąc po białoruskiej stronie puszczy jedziemy ostatecznie kilkadziesiąt km na miejsce biwakowania w agrogospodarstwie Sieliszcze Małoje.

 

 

 

 

 

Następnego dnia objazd asfaltowymi dróżkami Puszczy Białowieskiej. Jest ona większa i bardziej zagospodarowana od polskiej części.

 

Na jednym ze skrzyżowań nasz przewodnik zatrzymuje się:  - o, jakiś kilometr dalej jest pałacyk w którym kiedyś zebrali się przywódcy republik radzieckich i postanowili Związek Sowiecki rozwiązać… Ale mi on wcale w niczym nie przeszkadzał i było mi tu dobrze… Przecież jak chciałem jechać w wysokie góry, to miałem Kaukaz lub pasma azjatyckie, wulkany były na Kamczatce, ciepłe morza na Kubie lub Krymie, lodowce w Arktyce, konserwy można było kupić, wszystko było tanie. A i za granicę można było jechać np. do Afganistanu… Trochę mnie zamurowało, bo zupełnie mnie zaskoczył a trudno toczyć tak karkołomną polemikę na środku lasu. Nieco dalej tablice historyczne ze zdjęciami polowań carskich. I kolejna atrakcja: zagospodarowany ośrodek turystyczny na polanie: Died Moroz… Pytam skąd ta tradycja i nazwa. To pomysł aby przyciągnąć turystów i zimowe wycieczki szkolne. Dla Białorusinów coś naturalnego i bez podtekstów, a ja pamiętam to jako paskudną indoktrynację w czasach stalinowskich: nauczycielom polecono propagować Święta Zimowe zamiast Bożego Narodzenia, a Dziadka Mroza przynoszącego prezenty - zamiast Świętego Mikołaja. Ale tradycja, wychowanie rodzinne i pozycja Kościoła były tak znaczące, że indoktrynacja nie miała szans i budziła tylko większy opór. Widzisz, przyjacielu - to właśnie na tym polega różnica w naszych odczuciach i ocenie ZSSR, że mamy zupełnie inne tradycje i punkty odniesienia, i nigdy się nie zrozumiemy. Ale żyć z tym możemy. 

http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/740261,Imperium-ZSRR-rozpadlo-sie-w-Puszczy-Bialowieskiej

 

 

 

Dłuższy przejazd samochodem, z rowerami sprawnie uwiązanymi na przyczepce - za Pińsk.

 

 

Krótka wizyta i rozmowa w pińskim kościele: zaczyna się administracyjne ograniczanie katolickich parafii i inne naciski… Noc w sympatycznym agrogospodarstwie Gorodiszcze jakieś 20 km E od Pińska. Rano kulbaczymy kajaki: są to lekkie składaki dostarczone prawie gotowe, chociaż ich nietypowe olejcowanie zajmuje sporo czasu. Kajaki są typowe pod dwoma względami: mają niewygodne siedzenia oraz brak steru i niestabilne zachowanie. Płyniemy w silnym upale nie Prypecią ale jej dopływem - Jasiołdą.

 

 

 

 

Ech, gdzie jej do naszej Wdy… Po jakichś 15 km kolejna baza w wiosce Kudriczi. Komary! Następnego dnia na rowerach podjazd do śluzy na Jasiołdzie niedaleko Prypeci.

 

 

 

 

W pobliskiej wiosce interesujące muzeum pszczelarstwa. I dłuższy objazd okolicy piaszczystymi drogami. W Brześciu mniejszą grupą szykujemy się do kolejowej podróży na północny zach. Białorusi, Pojezierze Brasławskie, przez Baranowicze. Upał, rowery ze zdjętymi kołami opakowane w folię. W Mińsku przesiadka do sypialnego. Jeden przedział wykupiony na rowery a drugi dla uczestników. O 6 rano wysiadamy w Miorach, jest jeszcze chłodno.

 

 

 

 

 

 

http://miory.blog.onet.pl/

W Brasławiu wielkie jezioro, wzgórze zamkowe po jakimś festynie, pomnik S. Narbutta, lekarza dobrze zapisanego w miejscowej pamięci. Katolicki kościół. Zarówno na Białorusi, jak i Łotwie i Litwie liczne katolickie cmentarze z polskimi grobami. Jazda na NE w kierunku biwaku nad jeziorem. W Słobódce bardzo okazały kościół z niezmiernie barwnym wystrojem malarskim, lecz wyjątkowo partacko wykonanym i sypiącym się po paru latach po remoncie. Posadzki ze szlachetnego parkietu.

http://www.radzima.org/pl/miejsce/slobodka-4.html

 

 

 

 

Biwaczek najpierw na polanie pomiędzy j. Pociech oraz Niedrowo, ale po ostrzeżeniach przed patrolami Parku Narodowego przenosimy się w las. Komary! Widoki jezior, łąk i lasów na tym pojezierzu są najwyższej klasy. W wioskach raczej brak sklepików, ale załapujemy się na popularny tu ruchomy sklepik na samochodzie.

 

 

Okrążamy zespół jezior na N od Brasławia kierując się na śródjeziorne (j. Snudy / j. Strusto), wzgórze Majak, widoki jak z bajki.

 

 

 

 

 

 

 

Śpimy na półwyspie nieco mrocznym. I tu rano rozstajemy się z gospodarzami którzy będą wracać, a my zdążamy w stronę przejścia na Łotwę.

 

 

Na tym przejściu Łotysze przetrzepali nam bagaż dokładnie i mało sympatycznie. Europa… Miejscowa ludność w tym rejonie mówi wyłącznie po rosyjsku. Rzeczywiście, Łotysze mają poważny problem nie tyle etniczny ile wręcz polityczny. Wybory wygrały ugrupowania jawnie dążące do przyłączenia do Rosji, ale nie mogące samodzielnie rządzić (do czasu…).

Od pewnego czasu patrzę na to w bardzo konkretny sposób - niestety jako potencjalny obszar konfliktu zbrojnego. Jedną z wizji zaprezentował film BBC http://www.veoh.com/watch/v100958706dgM8wMZd . Pod
wieloma aspektami ta wizja jest tragiczna. Dysponuję polskim tekstem tłumaczenia.

Drogi po których jeździmy doprowadzają na zmianę do furii lub rozpaczy. Paskudny szuter z dość grubego, słabo ubitego tłucznia, po którym w tumanach białego pyłu pędzi od czasu do czasu samochód. I tak w odcinkach po 10 lub 20 km w upale, jak po przeklętej tarce do prania…

 

 

 

 

 

 

Granica Litwy iluzoryczna: opuszczony budyneczek z flagą. Pojawiają się odrębności w sposobie wyboru biwaków, pewnie skutek upału oraz trzęsących kiepskich dróg. Jeszcze kolejna noc na poj. NW od Ignalina. Jeziora bardzo piękne, widoczki bajkowe. Objawiają się jakieś niesprecyzowane dolegliwości zdrowotne. Spokojny wczesny biwak nad jeziorem w bardzo ładnym miejscu S od Saldutiszków.

 

 

 

 

W upale jedziemy w kierunku Wilna, Michał wypatrzył w Necie zdjęcie wiaty w lasku, ok. 1 km S i nieco W od Giedrojciów, okazała się zupełnie sympatyczna chociaż prywatna.

 

 

 

Noc upalna, ale nad ranem nawiewa chmury i zaczyna padać. Tak jedziemy w kierunku Wilna. W Glinciszkach pałac a w nim polski ośrodek i biblioteka prowadzona zresztą przez Rosjankę mówiącą doskonale po polsku.

 

 

 

Dłuższa rozmowa: liczna polska ludność, duża polska szkoła, ale dzieci do niej posyłają niezbyt gorliwie; zapewne litewskie władze umiały zniechęcić stwarzając otoczkę dyskryminacji dla takiego świadectwa. Rosjanka potwierdza zaostrzenie się animozji litewsko - rosyjsko - polskich. Przy szosie pomnik tragicznego epizodu z czasów wojny; jako odwet na chronienie polskich oddziałów AK, Niemcy wspólnie z Litwinami spędzili i rozstrzelali kilkudziesięciu mieszkańców.

 

 

 

Takich aktów współpracy z Litwinami było wiele… Skręt  do Pikliszek, posiadłości Piłsudskiego. Jest tu dworek otoczony parkiem, siedziba ośrodka kultury, ale brak wzmianek o Piłsudskim. Polka bibliotekarka zebrała i opracowała obszerną publikację o tym miejscu, aż szkoda że nie jest dostępna w Necie. Do Wilna wjeżdżamy od N wzdłuż Wilii długim bulwarem, przy którym jest sporo miejsc na zabiwakowanie. Pogoda się psuje, upał. Ten właśnie upał zniechęca do myszkowania po dużym mieście, jedynie skręt w stronę Ostrej Bramy, centrum, siadamy w restauracji.

 

 

 

 

 

 

 

Dwa ostatnie obiekty zostały zachowane jako pamiątka po socrealizmie... Po obiedzie z pewnymi kłopotami wyjazd na W: ruchliwa droga którą uciążliwie ścinamy przez las, kierunek Landwarów. Za Ludwinowem skręt w prawo pomiędzy zalesione wzgórza, tu powracają dysputy o różnych sposobach wyboru miejsc biwakowych.

 

 

 

 

Landwarów, skręt na poj. Trockie, bardzo ładne okolice. Ponieważ obaj znamy Troki, a już są tu tłumy, więc robimy sjestę i pranie nad w cieniu nad jeziorem, i uciekamy na W. Pogoda wyraźnie się psuje, ładna okolica bogata w jeziora, zalesione wzgórza. W Semeliszkach zakupy, miejscowość ładnie położona, nadciąga deszcz i chronimy się na posiadłości sympatycznych Litwinów.

 

 

Dłuższy etap na S, po przejściu na S brzeg Mereczanki po wiszącym mostku bardzo ładne miejsce nad okrągłym śródleśnym jeziorkiem Ławis.

 

 

Za wcześnie na noc, długo krążymy aż Michał podjeżdża nad równie malownicze jeziorko Kaściny 1 km SE od Marcinkańców, koło toru kolejowego.

 

 

Jeden z ładniejszych biwaków mimo, że jest to zagospodarowane miejsce uczęszczane przez miejscowych; komary! Druskieniki zachowały niewiele dawnej uzdrowiskowej zabudowy; po zakupach i zwiedzeniu centrum jedziemy wzdłuż Niemna na Liszkowo.

 

 

 

 

 

Na wysokim ładnym brzegu Niemna okazały klasztor. Ostatni biwak nad j. Wilkieniki koło gospodarstwa.

 

 

 

Rano w Kopciowie (Kapciamiestis) na ryneczku pomnik Emilii Plater, a jej grób na pobliskim cmentarzu.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Emilia_Plater

https://pl.wikisource.org/wiki/%C5%9Amier%C4%87_pu%C5%82kownika

 

Tuż przy granicy jest malowniczy interesujący ciąg Pojezierza; polecam polskim turystom penetrację!

 

 

 

Z Berżników już samochodem,  Michał bez słowa kieruje się na duży objazd na południe: jedziemy do Jedwabnego po pieska!

Trudno opisać jak wiele mozołu mi oszczędził: szukania kogoś kto z Białegostoku zechciałby jechać ponad 100 km po psiaka do Jedwabnego - i powrót do Białego. A potem koszmarna podróż pociągiem bez dokumentów do Gdańska, w upale i tłoku z niewiadomym zachowaniem psa... Michał jest wielki! Tymczasowy opiekun przekazuje mi zestresowaną psinę, jazda w dużym upale z ciężkim stworzakiem na kolanach (właściciel samochodu wielkodusznie uruchomił klimatyzacje, czego dla nas - rowerzystów raczej nie czyni. Widać, że ma w sercu zakątek dla psów...). No i jesteśmy... Minął ponad miesiąc, niedługo dodam tu nieco opisu. Sunia ma zmiażdżoną przednią łapkę, zaniki mięśni i ścięgien, rehabilitacja będzie niepewna i kłopotliwa. Mamy już za sobą pierwszy kajak oraz parę coraz dłuższych wypraw rowerem. Piesek jest niewyobrażalnie kochany! Gdybym go zaniechał, miałbym murowane wyrzuty sumienia do końca życia. Pamiętajcie o tym jak spotkacie w terenie jakąś psią biedę...

 

** A w międzyczasie wynikła inna pieskowa sprawa, tym razem z udziałem Zosi podczas jej jazdy rowerowej przez Czechy na wspinaczkę w Alpach Julijskich. Ale o tym, jak tylko przymuszę ją do opisu tej wycieczki.**

 

 

Tomasz Pluciński
nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F strona z indeksem opisów turystycznych
F strona główna