BORNHOLM     25-29 lipca 2012

 

O Bornholmie krąży opinia jako „raju rowerzystów”. Podjęli temat nasi znajomi z Brześcia. Michał ściąga rowerową mapę GPS i rezerwuje osiem miejsc na prom z Kołobrzegu. Bilet powrotny po 4 dniach jest wyraźnie droższy od typowego rejsu dobowego: dla nas 320 zł + 80 zł za rower. Taki typowy rejs, to przyjazd, wejście do czekającego autobusu, jazda w poprzek wyspy i zwiedzanie kilku miejsc, i pod wieczór znowu na okręt.

Grupa z Białorusi przyjeżdża własnym busem i biwakują 2 dni na kempingu w Sopocie: Wiktor z żoną, i dwie Panie. Poznaję też sympatycznych przyjaciół iMchała: Piotra i Wiesię. Robimy pierwszy wypad w górzyste Lasy Oliwskie, tu część gości robi wrażenie zaskoczonych stromością zalesionego terenu. I drugi wypad po starym i nowym Gdańsku.

Do Kołobrzegu jedziemy samochodami, w porcie jesteśmy przed 7 rano, rowery załoga ładuje po bałaganiarsku stromą wąską rynną i ustawiają je na pierwszym piętrze pokładu; a wygodna do tego celu rufa zostaje przeznaczona na przewóz bardziej opłacalnego cargo. Bagaże rzucone na kupę, aż dziw że nie giną po drodze; na promie tłok. Na szczęście rejs spokojny, na pokładzie w słońcu; na maszt wjeżdża duńska flaga.

 

 

 

 

 

 

 

W Nexö brak jakiejkolwiek odprawy, nikogo nie interesują przybysze. Pobieramy materiały turystyczne w centrum turystycznym, jeździmy trochę po miasteczku z charakterystyczną zabudową kolorowych domków. Ruszamy wzdłuż brzegu ścieżką rowerową; jest doskonale utrzymana, oznakowana i jest ich mnóstwo, poprowadzonych również w głębi wyspy, z dala od dróg.

 

 

 

 

 

 

 

Na to liczyłem planując jeżdżenie po swojemu, z biwakowaniem w licznych miejscach bez rozstawiania namiotu, bo jest lato i pogoda doskonała. Formalnie na wyspie biwakowanie namiotowe dozwolone na kempingach, oraz w kilku primitive camping bez obsługi. Inne impresje po drodze

 

 

 

 

Po drodze zjeżdżamy nad kamienisty brzeg, z wygodnymi stolikami kuszącymi do zostania na noc, z licznymi kamiennymi średniowiecznymi menhirami. Tak dojeżdżamy w upale do Gudhjem; obraz pierwszego kempingu podnosi tętno irytacji: tłok okropny, tłumy gwarantują koszmarny wieczór i noc; u mnie taka piekielna wizja budzi żądzę mordu. Jedziemy na drugi, w ich mniemaniu prymitywny: łąka, skaliste wybrzeże, bardziej kameralnie. Za miejsce we własnym namiocie liczą sobie od osoby ok. 70 zł dziennie - drogi pioruńsko jest ten Bornholm. A Michał i tak czaruje po swojemu recepcjonistkę do zniżki (co one wszystkie w nim widzą?). Ale towarzystwo się decyduje na cztery dni biwakowania tutaj i robienia stąd gwiaździstych wypadów. Także i to jest gwałtem na moich planach, najwyraźniej nie pasuję do podporządkowywania się większości; i w turystyce i w polityce. Diabli mnie biorą: mając namiot i płachtę, będąc na wyspie-raju dla biwakowania na dziko, w piękną pogodę miałbym gnieździć się na kempingu i jeszcze płacić słono za dyskomfort? Ale w osiem osób mój sposób byłby trudny do zrealizowania. Wyłamuję się z grupy, będę sypiał kilkaset metrów dalej, w śpiworze na skałach pod gołym niebem. I wszystkie noce miałem bajkowe, z gwiazdami, księżycem i ptasimi głosami. Ale część towarzystwa patrzyła na mnie nieco koso…

 

 

26 Rano jedziemy na północ. Mały Bornholm jest chyba jeszcze bardziej urozmaicony od zwiedzanej dwa lata temu Rugii, z mnóstwem kamiennych zabytków, kilkoma oryginalnymi obronnymi białymi kościołami rotundowymi. I całą legendą tajemniczego znaczenia usytuowania tych obiektów; to tak jak z piramidami – w stosunkach liczbowych tutejszych odległości i kątów zawarty jest podobno opis całego Wszechświata… Pierwszy z tych kościołów w Olster.

 

 

Urocze niewielkie porty, na wodzie tłoczą się przycumowane jachty. I naprawdę wspaniała sieć dróg rowerowych. Allinge: towarzystwo pragnie dań rybnych, a ceny zaskakujące: wszystko tu jest ze dwa razy droższe niż w Niemczech. Knajpiarze są mistrzami - jak z dania za 29 Korony, przez dodatkowe drobiazgi wyciągnąć ostatecznie ponad 40… „Szwedzki” bufet rybny 149 K. W pobliskim porcie katastrofa: na wąskiej uliczce nabrzeża Swietlana unikając autobusu nieostrożnie pod kątem najeżdża kołem na niski krawężnik. Wywrotka, poszkodowana ma wykręcone ramię w barku, ból potężny. Prowadzą nas do lokalnej przychodni, ale będzie trzeba jechać taksówką do stolicy Rönne (ok. 30 km).

 

 

 

Jedziemy tam razem z Niną – dla towarzystwa i podniesienia ducha. Duży przestronny szpital robi doskonałe wrażenie. Przyjmuje nas sympatyczny chirurg Polak mieszkający na stałe na wyspie. Rentgen i diagnoza: wybity bark ze stawu. Szykują się do brutalnego zabiegu po podaniu morfiny; w międzyczasie rozmawiamy mile o naszych Tatrach. Nie mogę patrzeć na brutalne metody na naprawdę sympatycznej kobiecie, zza drzwi słychać tylko głośne kliknięcie. Drugą taksówką wracamy przez całą wyspę na kemping. Swietlana do końca pobytu na rower już nie wsiądzie, pech.

27 Następnego dnia jedziemy z Wiktorem i Niną kursowym autobusem po pozostawiony w porcie rower mój i Swietlany. Żaden problem z przewozem roweru: z tyłu zewnątrz autobus ma odchylaną na płasko niewielką ramę, wkłada się w gniazda dwa pionowe odcinki rury, na które trzeba  nanizać kołami rower na płask; na pewno się nie zsunie, proste i genialnie. Można wozić i dwa rowery, z miękką przekładką. I dalej we trójkę wzdłuż wybrzeża. Najpierw skręcamy 1 km W za Sandvig w rejon cypla i latarni Hammer Fyr, a następnie skalistą stromą ścieżką wzdłuż krawędzi urwiska i jeziorek kilkadziesiąt m niżej. Zaskakująco urozmaicona okolica.

 

 

Zdzwaniamy się z Michałem, ale mijamy się gdzieś po drodze. Kilometr N od Vang jedno z typowych miejsc do dzikiego biwakowania, 100 m od morza.

 

 

Zjeżdżamy tak jak wczoraj, do Rönne. Na rynku festyn: głośne dźwięki, stragany z duperelami, tłum słuchający jak prowadzący usiłuje dzieci śpiewać. Uciekajmy bo dostanę od tego uczuleniowej wysypki… Jedziemy przez środek wyspy. Krajobraz się zmienia: na przemian równinne łąki na malowniczych torfowiskach, w samym centrum wyspy większa połać urozmaiconego lasu czasem o podgórskim charakterze. Wiele wiat i miejsc do biwakowania np. N55006,40’ E14051,34’. W Westermarie stary kościół z zabytkowymi kamieniami, dalej droga przez zalesione wzgórza z otwartym domkiem i miejscem biwakowania pod dachem dla 20 osób N55007,18’ E14054,58’. Kolejny kościół rotundowy w Osterlars. Bardzo urozmaicona trasa.

 

 

 

 

 

Jeszcze jedna malownicza noc na skałach.  

28 Następnego dnia robię samotny wyskok przez Akirkeby na S i znajduję tam nareszcie kawałek ładnego wybrzeża. Niewielki port Boderne, piaszczysta plaża, od biedy może przypominać (w miniaturze) nasze Jantarowe Wybrzeże. Zjeżdżam jeszcze raz na brzeg w rejonie S od Snogebak.

 

 

 

Na plaży i w wodzie złogi czarnego cuchnącego gnoju godnego naszej Zatoki Puckiej. Myślę, że teraz już cały Bałtyk jest miejscem katastrofy ekologicznej. Lokalne prądy wodne wynoszą te brudy w okolicy brzegów i niewiele zależy to już od granic politycznych. I przez Nexö wzdłuż brzegu powtarzam trasę z pierwszego dnia. Znowu noc na skałach. Ale pogoda się psuje.

 

 

29  Rano zwijamy biwak, odprowadzamy Swietę na przystanek autobusu; przewóz roweru znowu bez kłopotu. A my w siąpiącym deszczu ruszamy do Nexö. Towarzystwo protestuje przeciw jechaniu bardziej malowniczą trasą terenową w błocie i deszczu, trochę nadkładamy więc jadąc zygzakiem asfaltem. Po drodze biwaczek pod jedną z wiat w malowniczym miejscu  N55007,46’ E14055,27’, z kultowym rozpaleniem ognia w palenisku Wiktora (bardzo dobry pomysł na kuchcenie dla 4-5 osób).

 

 

 

W okolicy jest tych wiat kilka, z miejscami na ognisko itp. Deszcz leje niemiłosiernie. Zjazd do portu, powrót w tłoku pod pokładem. Już po zmroku wyładowujemy się w Kołobrzegu, zostajemy w porcie z częścią bagaży i już po północy docieramy samochodem Wiktora do naszej bazy noclegowej w schronisku młodzieżowym. A to już spotkanie po-wycieczkowe u mnie, w zmienionym nieco składzie

 

 

Bornholm okazał się rzeczywiście rajem dla roweru: niezliczone doskonałe ścieżki rowerowe albo wzdłuż dróg albo w terenie. Wyjątkowo urokliwym. Liczne biwaczki (w zasadzie bez namiotowania). Spanie w śpiworze w takich miejscach jest bezproblemowe. Ale są i miejsca na rozbicie namiotu; liczne wieże widokowe w centralnych lasach, wokół jeziorek z ptakami, na pewno doskonałe do spania pod dachem. Brzegi skaliste na E i N, piaszczyste na W i S, ale nie mogą konkurować z naszymi. W centralnej części wyspy urozmaicone lasy. Ceny są nieprzyzwoite. Liczne niewielkie porty z jachtami. Mnóstwo zabytków neolitycznych, megality. Muzeum kolei, liczne galerie.  

W 2016 spotkałem w Gołdapi starszego turystę rowerowego, który miał bardzo niesympatyczne wrażenia z wakacji: na Bornholmie natłok hałaśliwych bezceremonialnych a często agresywnych przybyszów spoza Europy...

 

http://mihurybi.website.pl/Foto/Fotoalbum/album/3-Rower/2012/12-07-25%20Bornholm/index.html

http://www.bornholm.net/index.php?Mapa_Bornholmu

https://www.youtube.com/watch?v=ipgBpY_qu2Q

http://www.visit-denmark.dk/polen/pl-pl/menu/turist/turistinformation/atrakcje-turystyczne-regionow/bornholmskie-rotundy/bornholmskie-rotundy.htm

http://www.youtube.com/watch?v=WEcuYgUDBe4

http://www.youtube.com/watch?v=Un1ZvdVYqnU (radzę wyłączyć dźwięk...)

 

nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F strona z indeksem opisów turystycznych
F strona główna