GÓRY KACZAWSKIE: JAWOR - MYŚLINÓW - CZARTOWSKA SKAŁA - ŚWIERZAWA - ZŁOTORYJA - Wlk. ORGANY WIELISŁAWSKIE - OSTRZYCA PROBOSZCZOWICKA - WLEŃ - JELENIA GÓRA 11 - 16 sierpnia 2019
Tu schemat szlaku, na ogólnodostępnej mapce OpenStreet
W Górach Kaczawskich ostatnio byłem dokładnie 10 lat temu jeśli nie liczyć fragmentu wycieczki pograniczem nad Odrą, 2013 z Michałem http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/czerwiensk.htm,
i dwóch epizodów rowerowych 1998 i 2002 z Zosią http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/sudety%2098.htm
W 2006 http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/kaczawskie Tamże odsyłam do uzupełnienia bieżącego opisu.
A to przecież jedno z najbardziej interesujących pasm sudeckich, z obfitością pozostałości wulkanów.
Plany wiosenne upadły z powodu paskudnej zimnej pogody, a plany letnie z powodu uwikłań rodzinnych. Niespodzianie chwytam okazję w sierpniu na tygodniowy wyjazd. Tym razem nie dam się nabrać na podróż nocnym pociągiem na Dolny.
Nocny pociąg jeleniogórski oferuje kilka atrakcji: kłopot z rezerwacją miejsca na rower, zresztą bardzo niewygodnego: mało miejsca, rower potrącają przechodzący nocni wędrowcy, z mojego miejsca nie widzę go, szklane drzwi z jazgotem rozsuwają się co chwilę, bo pielgrzymują do wychodka przez całą noc rozdygotani palacze papierochowi, smród dymu papierochowego, widok kilku lumpów przesiadujących tu całą podróż, światło mam w oczy całą noc w bezprzedziałowym wagonie.
I dwa postoje po drodze: w Poznaniu godzina, i we Wrocławiu niewiele krócej… Ale teraz doszła rewelacja: PKP wprowadziło nowość: jeden bilet na kilka różnych spółek, z jedną opłatą za rower itp. Oczywiście kasa w Gdańsku nic o tym nie wie, i płacę za IC + KD, jak za zboże.
No więc tym razem porannym pociągiem do Wrocławia, z rowerem przypiętym do przedsionka w zwykłym pierwszym wagonie. Jazda jak przed 20 laty, ale naprawdę tak wygodniej. We Wrocławiu jesteśmy 5 minut przed czasem, potężny upał ponad 30, mamy chwilę czasu na wysikanie Suni, wchodzimy do luksusowo klimatyzowanego KD do Legnicy. W Legnicy także bez problemu przesiadka na KD do Jawora. Wysiadamy niespecjalnie zmarnowani 16.30. Ogromny upał, przemeblowuję rower bo ostatnio dotychczasowy ciężki rower na dużych kołach 28’ zamieniłem jednak na lżejszy 26’, nieco krótszy aby nie mieć problemów z windami zawsze za krótkimi - no i z nowym, plastikowym wygodniejszym pojemnikiem dla pieska (pojemnik majstrowałem przez zimę z pierwotnym przeznaczeniem do składaka 20’, teraz jest on uniwersalny).
Zdążyliśmy jeszcze do Kościoła Pokoju; jestem tu czwarty raz, ale zawsze wychodzę z miękkimi kolanami.
http://panoramy.zbooy.pl/360/show.html?p=jawor-kosciol-pokoju-wnetrze-1-hdr&t=64&lang=p !
https://www.youtube.com/watch?v=51c3CtAL1JQ
https://www.youtube.com/watch?v=5FaGoe8z9p4
Jest chyba mniej dotowany niż ten bardziej znany w Świdnicy, ale ma swój nastrój autentyzmu, z dodatkiem aromatu starego drewna. Ciągły remont, oby tylko nieustające roboty nie skończyły się kiedyś ognistą katastrofą… W kościele program koncertowy, bo organy są znakomite.
https://www.youtube.com/watch?v=xx6fVoABUjA
https://www.youtube.com/watch?v=3wfUOcmifuA
Bardzo piękny jest także Kościół Łaski (garnizonowy) w Jeleniej Górze, niedaleko dworca
https://www.youtube.com/watch?v=RruEyo3aO8U
https://www.youtube.com/watch?v=s2r7EifN8Xo
Jeszcze dostojny kościół św. Marcina z wspaniałą kamieniarką przy bocznym wejściu
Rynek, i siadamy przy kebabie. Niestety, przykre wrażenie młodocianego chamstwa przy stoliku obok, także niesympatyczne postacie w rynku. Jedziemy tym razem nieco na S, chcę odwiedzić wiatę w Kłonicach, bo zapowiadają jednodniowe załamanie pogody. Wielka wiata tuż pod wulkanicznym Radogostem, przetrwała tych 10 lat. Tu rozkładamy się z pięknym widokiem na pola wokół Jawora.
Wiata została zwyczajowo zaadoptowana na potrzeby mieszkańców Kłonic, przychodzi grupka stosunkowo sympatycznej młodzieży, usiłujących podpalić zgromadzone zapasy drewna opałowego. Niebo zachmurzone, nie będzie dziś spektaklu Łez św. Wawrzyńca. Już po zmroku zaczyna błyskać i grzmieć, Suni nie ma! Po długim wołaniu w końcu się odnajduje, a na burzę reaguje szaleńczym strachem.
Nastrój sprzed wieków z Kościoła Pokoju, burzowa noc u stóp wulkanu ziejącego kiedyś ogniem i zniszczeniem prowokują do klasycznej muzyki. Napominania dawnych pastorów ("o, grzeszni nikczemnicy!") które przekazał JS Bach w 90 Kantacie: zbliża się wasz Straszliwy Koniec... W znakomitym (!) przekazie prof. Mirosława Perza, koresponduje z grzmotami sprzed godziny. Usunięte z Youtuba, ale mam całość w swoim telefonie. https://www.youtube.com/watch?v=WpfxjdbX8Zc Kantata i archaiczny opis znakomite, ale przed snem słuchać nie radzę! Bo kołysanką nie jest...
Rano podchodzimy kilkaset metrów na pobliski szczyt tego wulkanu, z odremontowanej wieży widokowej rozległe widoki.
https://www.youtube.com/watch?v=EE6FrX-keEU
https://www.youtube.com/watch?v=Req0yPh59e4
Trochę okrężnie (nie chciało się poanalizować mapy) do wiaty pod ścianką słupów wulkanicznych Góry Bazaltowej. Jest tu wiatka, a raczej jej resztka mocno dziurawa, miejsce mało sympatyczne na biwak. Idziemy okrężnie na szczyt, także z murowaną wieżą widokową. Nie podoba mi się pogoda, po godzinie zaczyna siąpić. I tak przesiedzieliśmy dobre 4 godziny z marną perspektywą, bo wieża jest otwarta u góry i stopniowo zaczyna ściekać woda. Noc byłaby tu kiepska, na siedząco na mokrych schodach, ale trochę w końcu się przetarło i pojechaliśmy przez mokry las i mokre łąki na Rataj odległy w prostej linii ze 2 km. Tu stromo pod piękny Nek - pionowa ściana słupów lawy, Małe Organy Myśliborskie. Znowu deszcz, błyskawicznie rozstawiam namiot. Rano wspinamy się na szczyt stożka (ze 25m).
Zjazd do Myślinowa, tu sympatyczna rozmowa z opiekunami ośrodka turystycznego. Mini-zakupy w objazdowym sklepie samochodowym, rezygnuję ze zwiedzania Wąwozu Myśliborskiego na pewno błotnistego po wielogodzinnym deszczu. Wraca upał, w Muchowie sklepik zlikwidowany, zwiedzamy odbudowany pałacyk oferujący sale odczytowe i noclegi.
I w upale wleczemy się przez łąki do Pomocnego w nadziei na sklep. Rzeczywiście, zaliczyliśmy sklep. Do pobliskiej Czartowskiej Skały znowu w słońcu. To najbardziej kameralny z kaczawskich wulkanów: najmniejszy (10m), dostępny, w pięknym otoczeniu na środku dużej łąki, z rozległym widokiem. Pod nim płaskie miejsce na biwak, ze stolikiem, ławeczką, miejscem na ogień.
https://www.youtube.com/watch?v=1G57NKddsKA
Wieczór z bajkowym widokiem ze szczytu. Rano widokowy zjazd do Świerzawy,
mocno odczuwam wczorajsze słońce: wierzch głowy piecze, nos i krańce uszu jak oparzone nad świeczką; niedobrze! Nie ma wątpliwości, że to nie zwykłe przypadłości, ale początek fotouczulenia po kuracji antybiotykowej. Przed wyjazdem ujawnił się duży okrągły rumień na udzie, zaordynowano kurację mojej boreliozy końskimi dawkami doksycykliny. W aptece jakaś maść aloesowa, typowe wyłudzanie półśrodkami. Ból tak silny, że łamię się i na straganie kupuję czapkę z daszkiem! To bodaj pierwsza moja czapka w dorosłym życiu: znienawidzona ale nie ma rady. Sędziszowa to przedmieście Świerzawy, tu duża atrakcja: romański kościół św. Katarzyny.
Kilometr dalej na E brzegu rzeki wiata tuż przy ścianie wulkanicznej: Wielkie Organy Wielisławskie. Po odpoczynku w cieniu ale i upale jedziemy dalej: Nowy Kościół z ruiną kolejnego romańskiego kościółka, a nowy kościół jest zamknięty; w planach mam Wilkołaka. W Nowej Ziemi obiadujemy, niezmiennym upałem pod górę do Złotoryi. Za Złotoryją ciągle w słońcu ale z malejącym entuzjazmem jazda w stronę Wilkowa, na pobliski Wilkołak.
Ale wzgórze jest strome, upał ponad 30, wierzchołek ogrodzony bo rezerwat ciągle jest eksploatowany jako kamieniołom, https://www.youtube.com/watch?v=RvTt4Kn9-_Q na filmie w 3 min 30 sek nagrana jest dewastacja pomnikowej róży wulkanicznej; czyżby rezerwat skazany na zagładę?
Inne filmy z Wilkołaka
https://www.youtube.com/watch?v=z9KlqAhrpOc
https://www.youtube.com/watch?v=9tiKiJcKpyg
Targanie się z rowerem jest ponad moje siły, a pozostawienie zapiętego roweru jest ryzykowne. Ostatecznie rezygnuję z tego bodaj największego wulkanu, po nieudanych próbach skrótów wracamy w stronę Świerzawy i podjeżdżamy w bok w Krzeniowie. Tu po drodze zasugerowano nam jeziorko w wyrobisku kamieniołomu, w lesie.
Rzeczywiście jest, miejsce oryginalne ale ponure. Chodzimy długo po okolicy po zboczach i polach, ale miejsca na mały namiot nie znajduję. Z tej irytacji, już w wieczornym chłodzie wracamy tych kilka km do Organów. Tu namiot już po ciemku, nieco poza linią nieoczekiwanych upadków skalnych odłamów. Dziś była nieco duża trasa - ponad 50 km. Noc nareszcie bezchmurna i bardzo zimna ale osłania nas ściana skalna, i księżyc w pełni - więc znowu w tym roku Perseid nie będzie…
W słonecznym ranku pranie i suszenie, uwieczniam skutki klęski słonecznej. Trochę pozowane, ale nastrój rzeczywisty
Jedziemy trzeci raz na Nowy Kościół, tu nareszcie filmuję ową wielce patriotyczną tablicę która mnie tak zirytowała swoją nieprawdziwością wiele lat temu.
https://www.youtube.com/watch?v=Fd_Iczt3RNw Nowy Kościół
Zjazd na Nowy Kościół (to zresztą centrum znalezisk polskich agatów). W kościele tablica pamiątkowa z okazji „powrotu tych ziem do Macierzy”. Rozumiem patriotyczne dobre chęci fundatora, ale to jakieś pomieszanie pojęć. Raczej powinno być „przyłączenia ziem do Macierzy” – bo poza epizodycznymi faktami, były to ziemie rządzone przez Niemców lub Czechów. A przekazane nam przez aliantów w kontrowersyjnych okolicznościach, bez pytania nas o chęci. Ale to dobrze, że taką krainę mamy u siebie; z całą jej odrębnością i bogactwem! Dla mnie najbardziej interesujący krajoznawczo region Polski. Można się tylko wstydzić, że przez lata był tak po macoszemu traktowany… A więc raczej „oddania pod oschłą kuratelę macochy” niż „powrotu do macierzy”. http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/agatowe
Jest ona umieszczona tuż po lewej przy drzwiach wejściowych wewnątrz kościoła. Kierunek: Ostrzyca Proboszczowicka, kaczawska Fudzi-Jama. W Jastrzębniku spotykam dwóch starszych rowerzystów, na pierwszy rzut oka widać, że nietuzinkowych.
Zaczynamy rozmowę, ale po chwili widać, że to będzie początek bliższej znajomości, są z Lubania, wymieniamy kontakty. Znowu upał, na Ostrzycę wędrują całe pielgrzymki. Nie będzie więc biwaku na szczycie, po drodze kolejna nowa znajomość sprokurowana Sunią na rowerze, a z tyłu słyszę: „doktor niehabilitowany?” - to kolejny przypadkowy znajomy z Wrocławia. Na Ostrzycę nie wchodzimy, a jest to raptem z 500 m (w prostej linii, bo ze 150 m pod górę…).
https://www.youtube.com/watch?v=oaZk2pzHHXQ Ostrzyca
Ból, naprawdę złe samopoczucie, palące słońce nakazują uciekać do ludzi. A więc Wleń - ale po drodze podejścia na Bełczynę i dalej są potężne. We Wleniu jesteśmy pod wieczór, centrum rozkopane, znajdujemy dobre miejsce na wale powodziowym przy ogródkach działkowych.
Na dodatek ujawnia się piekący wrzód pod językiem, także typowy dla tego antybiotyku. Nie chce się jeść ani mówić. Szarym świtem wsiadamy na rower i chłodnym POCHMURNYM (nareszcie!) rankiem spokojnie pedałujemy do Jeleniej, ok. 20 km. Tu KD do Wrocławia i dalej IC do domu.
Chętnych do zwiedzenia Wilkołaka oraz Ostrzycy zapraszam do stron www cytowanych na początku.
https://zyciewnamiocie.pl/kraina-wygaslych-wulkanow/ polecam dobry przewodnik po Kaczawskich
F | strona z indeksem opisów turystycznych |
F | strona główna |