TATRY WIOSENNE   25-27 kwietnia 2010

 

Mam wewnętrzne odczucie, że w tym roku „Ktoś” bezczelnie i po prostu ukradł mi miesiąc najpiękniejszego dla mnie czasu. Nieznośnie ślimacząca się wiosna i dramatyczne zdarzenia w Smoleńsku sprawiły, że dopiero pod koniec kwietnia ruszam w teren. W Zakopanem ciepło, busikiem za 5 zł do Chochołowskiej. To fakt, że jest niedziela, ale nie spodziewałem się 15 min. stania do bramki z biletami. Tłumy, upał ponad 20 stopni. Cała Polana w fioletowym kwieciu, pod schroniskiem biwakuje niedzielny tłum.

 

 

 

 

 

 

 

Tymczasem uciekam przed nim do Jarząbczej, do miejsca odwiedzin Papieża. Wieczorem krzepiąca pustka; w schronisku interesująca para z UMK, z teologii. Rano dwie godziny wśród krokusów, potem na Iwaniacką.

 

 

 

 

Ciągle polecam fantastyczną panoramkę: http://www.przewodnicy.zakopane.pl/tatry360/data/krokusy_1.html  Tylko KONIECZNE jest ściągnięcie Javy do obracania tą panoramą! Bez tego jest 1/10 zabawy.

 

Dwa lata temu było o wiele więcej śniegu; teraz rozkładam się na przełęczy niemal na golasa, pod świerczkiem. Po 2 godzinach wyczuwam pierwsze objawy opalenia, schodzę na Ornak.

 

 

 

Tu także pustki, dostaję miejsce wraz z amatorem zimowego chodzenia w rakach po śniegu. Nad Smreczyński. Kolejnego dnia przez Przysłop Miętusi do Małej Łąki, w której śniegu już nie ma. Przez Strążyską, odwiedzając znajomą na Krzeptówkach, i do Zakopanego.

 

 

 

W pociągu interesujące rozmowy ze współpasażerem z Białorusi; o polityce i etyce.

 

 

 

 

TATRY ZACHODNIE, KROKUSY   22-23 kwietnia 2007

 

Wszystkie plany się pozmieniały; w Białymstoku mam zaproszenie na F chemiczne pokazy, a tymczasem z dnia na dzień kończy się misterium pod nazwą Krokusy W Tatrach. Przed oczyma niesamowita panoramka tatrzańska, wykonana zaledwie kilka dni temu: http://www.tatry360.pl/   http://www.tatry360.pl/data/krokusy_2.html  (którą można obracać kursorem, nie zapomnijcie pobrać programu do jej oglądania; ściągnięta z: pl.rec.gory). Koszmarna jazda z Białegostoku z trzema przesiadkami i kilkugodzinnymi postojami (przeklęte PKP; kiedy wreszcie staną przed sądem...) gdzie mam okazję przyjrzeć się jakie dno obyczajowe reprezentuje część moich Rodaków.

Z Poronina widok na białe Tatry. Zakopane puste w słońcu, chłodno; bary nieczynne, mini zakupy, łapię busik do Chochołowskiej.

 

Jest bardzo późno: na łąkach pomiędzy Kirami a Witowem już ani śladu krokusów. Chochołowską prawie dwie godziny marszu do góry, zawszeć to najdłuższa walna dolina w Polskich Tatrach; po drodze w zacienionych fragmentach łachy zmrożonego śniegu, potem droga pokryta lodem.

 

 

Otwiera się rozległa szara Polana Chochołowska w ostrym słońcu; już prawie bez śniegu, wielkie kępy drobnych krokusów, w połowie przekwitających; są ich tu setki tysięcy. Obramienie doliny: Grześ, Wołowiec, Jarząbczy i Kończysty - w oślepiająco błyszczącym śniegu i lodzie.

 

 

Rozpoczynam buszowanie na leżąco z aparatem i kamerą, pomiędzy kwieciem.

 

 

Pomimo słońca wieje zimny wiaterek, rozkładam się pod świerczkami, a potem za bacówką GOPRu. Jest niedziela, więc po 17 pustoszeje zatłoczone schronisko oraz Polana. Załatwiam nocleg (dziś śpi nas raptem z 5 osób), potem zaległy wielki obiad. Pod wieczór wycieczka szlakiem w stronę Trzydniowiańskiego. Wcześnie spać. Wielkie kamienne, ale z ładnym wykończeniem drewnianym, schronisko z lat 50-tych; mam do niego sporo sympatii, w odróżnieniu od Murowańca w Gąsienicowej.

 

Od rana słońce; przed 8 wynoszę się z gotowaniem kawki i zupki na łąkę obok szałasu w słońcu;

 

 

jest już ciepło, bezwietrznie. Kontrast szarej zeschłej łąki, martwych gór w białym lodzie - i tysięcy pastelowych płatków, chwyta za gardło i daje optymizm.

 

„Krokus nie lubi samotności. Wystrzela z ziemi tysiącami drobnych kielichów, bladoliliowych od spodu, wyzłacanych w środku.  Mróz krokusom nie szkodzi, śnieg ich nie zabija. Jeśli dzień bez słońca, krokusy ledwie nos wyściubiają spod śniegu. Gdy słońce przygrzeje - rozchylają kielichy i wtedy tak pięknie, że człowiekowi nogi wrastają w ziemię. „Krokusy...” - powiadasz sam do siebie, gapisz się urzeczony i nie masz siły ruszyć w dalszą drogę.” 

 

Podchodzę na przeł. Iwaniacką dość żmudnie, ale na szlaku śnieg nie sprawia większych trudności. Śnieg zalega jeszcze na całej przełęczy;

 

 

znajduję wytopione i suche miejsce pod świerkiem, gdzie opalam się w slipach; nade mną z jednej strony Kominiarski (od lat zamknięty, a kiedyś był to wielki górski kwiatowy ogród), z drugiej biały wielki masyw Ornaku i Czerwonych Wierchów.

 

 

Po godzinie opalania schodzę do schroniska; Polana Ornak już bez śniegu; sporo ludzi, zamawiam większy obiad, bo śniadanko było kiepskie; maszeruję prawie do wylotu Kościeliskiej. Urzędnicy TPN wpadli na pomysł zmuszenia ludzi do niewydeptywania poboczy drogi: pracowicie powbijali drewniane poprzeczki, których większość już została wyłamana. I kto tu jest mniej rozumny? Fakt, że turyści w Tatrach zachowują się koszmarnie, ale i urzędnicy są nielepsi: zamykanie szlaków i całych połaci Tatr, sławetne opłaty, rozważania o obowiązkowych ubezpieczeniach, pomysł zamknięcia Orlej Perci. W Kościeliskiej krokusy kwitną głównie na początku doliny, ale jest ich 1/100 tego co w Chochołowskiej. Podejście na Przysłop Miętusi w słońcu, i zejście do Małej Łąki. To moja ulubiona dolina: po wąskim i nieciekawym początkowym podejściu, otwiera się raptownie szeroki widok na płaską otwartą łąkę; z lewej Giewont ze szpikulcem Siodłowej Turni, z prawej pionowe zerwy Wielkiej Turni Czerwonych Wierchów.

 

 

Dopiero stąd widać dlaczego Czerwone Wierchy i Giewont są rejonem największej liczby wypadków w Tatrach: pobłądzenie i schodzenie na skróty początkowo łagodnymi, ale podciętymi u dołu żlebami. Chłonę widok przez ponad godzinę, schodzę do szosy i autobusu. TLK do Gdańska w prawie pustym pociągu. Niesposób zrozumieć dlaczego w tym kraju istnieją połączenia za które każą płacić jak za pospieszne: co kilkanaście kilometrów ograniczenia szybkości, postoje na oczekiwaniu na mijanki (jeden tor zamknięty z powodu robót, których skutku i tak nie będzie widać). Pociąg patrolowany przez lotne dwójki ochroniarzy z kajdankami: takie rozmiary osiągnęły już bandytyzm i napady rabunkowe w pociągach.

 

Półtora dnia wspaniałych wrażeń z innego świata: słońce, optymizm. Większość moich znajomych nigdy nie zrozumie, że warto jest tłuc się w pociągach dla takich doznań.

 

nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F strona z indeksem opisów turystycznych
F strona główna