**ostatnia aktualizacja: 20.12.2016**

KOŚCIERZYNA - JUSZKI - OLPUCH - CHĄDZIE - KOŚCIERZYNA  6-7 września 2016  (rekonesans PKM)

KOŚCIERZYNA - JUSZKI - OLPUCH - j. CHĄDZIE - j. CZERWIONKO  - j. PRZYWŁOCZNO - OLPUCH - JUSZKI - KOŚCIERZYNA  21-22 listopada 2016

 

dalej: KALISKA - jez. WYGONIN -  KONARZYNY - jez. CZERWIONKO - OLPUCH - WDZYDZE - jez. SCHODNO - WĄGLIKOWICE - SUDOMIE - KOŚCIERZYNA - GD. BRĘTOWO PKM   10-12 września 2015

 

CZERSK - LUBNIA - LEŚNO - SOMINY - BORSZTAL - WĄGLIKOWICE - KOŚCIERZYNA - PKM GD. BRĘTOWO   27-29 września 2015

dalej: LUBNIA - j. SARNOWICZE - j. WIECKIE - LIPUSZ - GOSTOMIE - BRODNICA Dln. - CHMIELNO - ŁAPALICE - KARTUZY   30 sierpnia - 1 września 2013

dalej: CZERSK - MĘCIKAŁ - LASKA - rz. KULOWA - jez. LUBOSZKI - jez. SKOSZEWSKIE - SOMINY - STUDZIENICE - jez. WIECKIE - LIPUSZ     22-24 maja 2008

 

 

 

KOŚCIERZYNA - JUSZKI - OLPUCH - CHĄDZIE - KOŚCIERZYNA  6-7 września 2016  (rekonesans PKM)

Mapka z miejscem startu pośrodku:

 https://www.google.pl/maps/@54.1188312,17.972861,12z

 

Sympatyczne miejsce: jezioro Chądzie 1,5 km W od Olpucha, w stronę Wdzydz Tucholskich i Wiela. Kiedyś były tu hałaśliwe ośrodki wczasowe, od paru lat zlikwidowane; teraz spokój. Rekonesans jak funkcjonuje PKM po ulewie i wielotygodniowym remoncie. Niestety, będzie to przeplatane i ilustrowane narzekaniami, z mailowych skarg do Kolei.

 

TRZY GODZINY POMORSKĄ KOLEJĄ METROPOLITALNĄ Z KOŚCIERZYNY DO BRĘTOWA

Minęło ponad półtora miesiąca po ulewie która zatrzęsła PKM, od paru dni ruch został częściowo przywrócony. PKM jest po fali krytyk strony organizacyjnej, ciekawe czy jakieś wnioski wyciągnięto? Zatem pora na test: przygotowuję rower, pieska i 6 września jedziemy do Kościerzyny.

Ponieważ od zawsze są tu problemy z informacją o powrocie do Wrzeszcza otwieram Netowy rozkład jazdy, i niespodzianka: ostatni powrotny PKM z Kościerzyny: dziś o 17.34, a późniejszych połączeń brak; również następnego dnia. Tramwajem 10 dojeżdżam do PKM Brętowo, tu informacja o zmianie kursów właśnie od 7. Może więc rzeczywiście będzie problem z powrotem? Konduktor pociągu kartuskiego nic nie wie o zmianach. Był to więc kolejny numer popisowy kolejowych służb informacyjnych.

 

W Borkowie czekanie na przesiadkę po staremu: 21 minut, w Somoninie postój planowy 11 minut; sądziłem że to np. mijanka, ale żadnego pociągu nie oczekujemy. W Kościerzynie kasa zamknięta, nie ma kogo spytać Bo być może jednak czas jazdy do Kościerzyny dałoby się skrócić aż o 30 minut? To prawie 1/3 czasu podróży! A więc żadnych przemyślanych zmian nie ma, a było na to sześć tygodni…

 

Ale w pociągu Gdynia - Kościerzyna niespodzianka: wita nas sympatyczna Kierowniczka pociągu; poznaliśmy ją już kiedyś, jest nie tylko atrakcyjna, ale nadzwyczaj bezpośrednia i życzliwa. Sunia je obie zbliżyła, a ja tylko się przyłączyłem; ale obserwuję jak sympatyczna jest także w stosunku do innych podróżnych. W Kościerzynie pod pretekstem pomocy z rowerem robię krótki użytek z kamerki - Mobiusa

 

 

 

Zakupy, jedziemy na S odbijając na Szarlotę, Rotembark, Wałachy (tu sympatyczne leśne rozlewiska). W ładną pogodę jesienną jazda do Juszek, kompletna grzybowa posucha. W Juszkach kiosk jest czynny, robimy zakupy pieczywa i piwa, nadjeżdża kolega z pracy z żoną; zasiadamy na sesję piwną. Leśną drogą do Gołubia, Olpuch i skręt w prawo. Nad Chądziem jest pięknie, pusto, pachnący las. Rozstawiam namiot, kolacja.

 

 

 

Rano rosa i słońce, w jeziorze bardzo czysta woda, płaski brzeg, piaszczyste dno i pomost. Doskonałe miejsce biwakowe. Rano jedziemy na Kościerzynę zabawiając kilka razy nad jeziorami po drodze.  

 

7 września wsiadamy w Kościerzynie do pociągu odj. 17.34. Mam załadowany rower, z niepełnosprawnym pieskiem, nie chcę peregrynować przez cały skład, czekam na konduktora bo i tak muszę się spytać o przesiadkę. Podczas jazdy do Osowej konduktor w ogóle biletów nie kontrolował, a kilku pasażerów jechało tylko parę przystanków; robili wrażenie, że znają te zwyczaje i nie wyglądali na chętnych do posiadania biletów. Bogate są te PKM skoro mało zależy im na wpływach kasowych… Idę w końcu do konduktora, sprzedaje bilet, pytam o przesiadkę. Wyjaśniam tu, że o ile do Kościerzyny z Wrzeszcza nie ma problemu, bo sam pociąg sugeruje miejsce przesiadki (wystarczy popatrzeć na schematyczną mapkę: pociąg Wrzeszcz - Osowa to przesiadka do Kościerzyny jest w Osowej, a pociąg Wrzeszcz - Kartuzy to przesiadka gdziekolwiek pomiędzy Rębiechowem a Borkowem), to przy powrocie trzeba koniecznie wiedzieć na jaki pociąg mam się przesiąść; z Kartuz czy z Osowej-Gdyni. Bo pomyłka kosztuje utracone połączenie. Od samego początku funkcjonowania PKM najczęściej konduktorzy nie umieli na to odpowiedzieć, bo takiej informacji im nie podawano. I tym razem konduktor nie potrafi wyciągnąć tej wiadomości ze swoich płacht z wydrukami; szuka przez kilka minut w telefonie, wreszcie podaje: Osowa (ale z bardzo niepewną miną). Dlaczego na wyświetlaczu nie pojawia się przy odpowiedniej stacji notka w rodzaju: Borkowo (przesiadka do Portu lotniczego i Gdańska). To ważniejsze niż czyje dziś imieniny. Od roku nie dało się tego wprowadzić?

 

W Osowej przyjazd punktualny 18.37, minutę zajmuje mi wyjście z rowerem, na peronie jednak nie widzę pociągu do Wrzeszcza, zawsze już czekał po drugiej stronie tego samego peronu. Nie widzę go, bo z niewiadomych powodów stoi dziś na innym peronie, i jest zasłonięty przez pociąg którym przyjechałem. Mijają dwie minuty, do odjazdu została minuta, słychać dopiero teraz zapowiedź. Z niewygodnym rowerem szarpię się w dostojnie powolnej windzie, wbiegam z rowerem na plecach po schodach na peron dosłownie w momencie gdy pociąg rusza. Macham ręką maszyniście który kompletnie nie reaguje. Przecież musi mnie widzieć; skrajna nonszalancja której nie spotyka się już prawie w polskich pociągach, które niemal zawsze reagują sympatycznie w takiej sytuacji. Tym bardziej że kolej niewątpliwie tu zawiniła: cztery minuty na przesiadkę kłusem po schodach lub windą mogą sobie pozwolić tylko młodzi pasażerowie bez bagażu. Czemu z innego peronu? Następny do Wrzeszcza będzie za ponad godzinę! Czy w międzyczasie jest jakieś połączenie z Kartuz, które zdążyłbym złapać w Rębiechowie - nie da się ustalić, bo o tej porze nie ma w Osowej kogo spytać.

 

Jestem wkurzony, a w moim młodym jeszcze wieku (70) na stres nie ma to jak ruch fizyczny. Więc wsiadam z pieskiem na rower i trochę na nos jedziemy opłotkami i bardzo paskudnymi drogami gruntowymi ponad 3 km do przystanku „neutralnego”, z którego jeżdżą wszystkie pociągi do Wrzeszcza: nowy Gdańsk-Rębiechowo. Ale nie wiem z której strony jest wejście na peron: wydawało się, że od strony zabudowań. Nic z tego, a zanim się zorientowaliśmy, dostojnie śmiga nam sprzed nosa ten dodatkowy z

Kartuz… Ponieważ nie ma sensu sterczeć pół godziny w zmierzchu na chłodzie, wertepami jedziemy do Gdańsk Port Lotniczy. O dziwo nie ma żadnego płotu, piękny widok na zachód słońca, 19.59 wsiadamy wreszcie. Przez całą drogę również i tu nie pojawia się konduktor. Już po ciemku wjazd do Brętowa, ale na tor „lewy”, a więc nie ten na którym akurat stoi tramwaj. Teraz do tramwaju zawsze wchodzi się z PKM „via vinda”. Tramwaj odjeżdża zanim wejdziemy do windy. Od samego początku trudno mówić o skomunikowaniu „10” z pociągami, a również o poczekaniu tramwaju kilkudziesięciu sekund w nietypowej sytuacji. „Niedasie”.

 

Tym razem, dzięki złemu ustawieniu zbyt krótkiego czasu przesiadki, nieprzyjaznemu ustawieniu pociągów na różnych peronach, nieprzyjaznej nonszalancji obsługi odjeżdżającego pociągu, moja podróż kolejowo-rowerowa na trasie Kościerzyna - Brętowo trwała niewiele mniej niż trzy godziny. PKM zmarnowała martwy czas remontu, bo nie tylko nie wprowadzono żadnych usprawnień, ale realia podróży się pogorszyły.

 

Zapowiadane są zmiany od grudnia, w tym postulowane bezpośrednie połączenie Kościerzyna - Wrzeszcz. Nie udaje się potwierdzić, ale nawet przebąkuje się o: Kościerzyna - Gdańsk Główny. Otrzeźwienie było szybkie: ew. pociągi Kościerzyna - Wrzeszcz - Gdynia będą jeździły dłuższą trasą, a więc aby aż tak bardzo nie przedłużać czasu jazdy, będą to „sprintery”.

Nie będą się zatrzymywać m.in. w Brętowie! Przypominam, że przystanek Brętowo miał być sztandarowym rozwiązaniem harmonijnego połączenia komunikacji różnych typów, stąd pomysł aby tramwaj wjeżdżał na tym samym poziomie (na ten sam peron) co pociąg. I dlatego zrealizowano bardzo drogie rozwiązanie w postaci kosztownej estakady tramwajowej przy przystanku Brętowo. Ten właśnie przystanek został wybrany, bo jest w sąsiedztwie bodaj największego skupiska osiedli mieszkaniowych na trasie z Wrzeszcza: Brętowo, Morena, Suchanino, znaczna część Siedlec ma do Brętowa znacznie lepszy dostęp niż do Głównego lub do Wrzeszcza. Teraz okazuje się, że jednym pociągnięciem to kosztowne rozwiązanie staje się nieprzydatne. Po lipcowej katastrofie deszczowej słyszy się opinie o partactwie przebudowywania nasypu który przetrwał różne klęski, w tym dwie wojny światowe, a został rozebrany i na nowo usypany; liczba 688 uszkodzeń deszczowych mówi o jakości prac. Jeśli Sprinter nie będzie zatrzymywał się na przystanku Brętowo, będzie to kolejny krok w serii coraz bardziej niefortunnych rozwiązań logistycznych PKM.  Zadziwiające, jak doskonałe technicznie dzieło jakim jest PKM, można było tak skutecznie zepsuć złą organizacją. Zapowiedzi zmian w przyszłości są pesymistyczne. Jak dziwić się, że PKM jest plajtą finansową? tomasz pluciński, UG

 

Na to pismo odpowiedział rzecznik SKM. Głównym wątkiem było wyjaśnianie, że nie istnieje w ogóle coś takiego jak pociągi PKM. Prawidłowo brzmi to: pociągi SKM po torach PKM. Od SKM uzyskałem informacje, że RJ ustala Urząd Marszałkowski, tramwaje i pociągi nie są skomunikowane - o czym doskonale wiemy. A SKM w sprawy infrastruktury PKM się nie miesza. Zatem: nie PKM, ani nie SKM ani nie Urz. Marszałkowski. Dołączam to pismo do długiego archiwum kuriozalnych odpowiedzi różnych kolejowych pasierbic.


 

KOŚCIERZYNA - JUSZKI - OLPUCH - j. CHĄDZIE - j. CZERWIONKO  - j. PRZYWŁOCZNO - OLPUCH - JUSZKI - KOŚCIERZYNA  21-22 listopada 2016

 

Bardzo kiepsko znoszę jesienne załamanie pogody, więc dobre prognozy w końcu listopada nas dopingują: wsiadamy w Brętowie do pociągu (20 minut spóźnienia); mamy jednak jakieś szczęście bo w drzwiach wita nas na osłodę nasza dobra znajoma, która śmiało mogłaby być wizytówką PKM…

 

 

W Borkowie po staremu czekanie ok. 7 minut (miało być wg rozkładu ok. 20); ta niechęć do wprowadzenia jakichkolwiek zmian w rozkładzie, to chyba już jest arogancja SKM - PO TORACH PKM (aby prawidłowo nazwać to-coś). A mieli na to kilka tygodni poawaryjnego przestoju. Pogoda jest niepewna, jazda asfaltem na Juszki (niestety kiosk już nieczynny), i lasami do Gołunia (sklepik nieczynny). A więc w Olpuchu zbaczamy do sklepu w wiosce, i już pod koniec krótkiego dnia, nad Chądzie. Szybko rozstawiam namiot, kłopotliwie zbieram nieco suszu (wilgotnego). Zapalniczka szwankuje, pół godziny morduję się z nią bezskutecznie (nie da się ukryć, że nigdy nie byłem w harcerstwie), wreszcie poddaję się i rozpalam z odrobiną benzyny - czyli „po nowoharcersku”. Jesiennym turystom doradzam aby zabierać kawałek miękkiego grubego kartonu nasyconego parafiną, powycinanego w ostre zęby. Pięknie gwiaździsta noc.

 

 

 

Rano wschodzi późne leniwe słońce, robi się stopniowo piękny dzień. Jazda przez Krwawe Doły (rezerwat leśny z barwnymi mchami) za tor kolejowy, nad j. Czerwionko i tu dłuższy postój; piękne kolory jesieni w słońcu.

 

 

 

 

Wzdłuż Przywłoczna do Olpucha, leśnymi drogami na Juszki; zasiedzieliśmy się nieco, więc już bez przystanków asfaltem do Kościerzyny. W Osowej przesiadka: znowu z innego peronu. A nie widzę żadnego powodu aby nie dało się z tego samego: arogancja SKM-PKM trwa.

 

Niestety ciąg dalszy nastąpił 11 grudnia. Trąbiono w mediach: będzie bezpośrednie połączenie Gdańska z Kościerzyną. Niektóre pociągi Kościerzyna - Gdynia skierowano przez Lotnisko i Wrzeszcz. Tak więc Wrzeszcz a nie Gdańsk uzyskał połączenie z Kościerzyną. Ale liczni pasażerowie z Gdańska w dalszym ciągu mają kłopotliwą przesiadkę we Wrzeszczu, na którą wylano już wiadra pomyj. Mieszkańcom licznych dzielnic rejonu Chełm, Kartuska, Suchanino, Morena, Brętowo wybudowano kiedyś węzeł Brętowo mający być wzorcowym rozwiązaniem połączenia samochodowo-autobusowo-tramwajowo-rowerowego, z wybudowaniem specjalnej kosztownej estakady aby tramwaj zatrzymywał się przy tym samym peronie co pociąg. Pociągi z Kościerzyny przyspieszono aby połączenie (teraz bardzo okrężne) do Gdyni było szybsze. Pociągi z Kościerzyny nie zatrzymują się teraz w Brętowie! Po co było więc to wszystko? Ręce opadają… Ja z Brętowa jeżdżę teraz do Kościerzyny z przesiadką przez… Strzyżę! Władze Samorządowe przyjmują, że Kościerzyna bardziej ciąży do Gdyni a nie Gdańska, dlaczego? Wiele lat temu przeprowadzono reformę SKM: zlikwidowano połączenia z Gdańska do Elbląga, Iławy, Smętowa. A w zamian wprowadzono połączenie do słabo związanego Słupska. Motywacja: granice administracyjne i zapewne trudność w partycypacji w kosztach. Ale Koleje Mazowieckie umiały wprowadzić połączenie z Warszawy przez Gdańsk do Ustki… Nieudolność Pomorskich władz samorządowych do spółki z kolejami, jest kulą u nogi w funkcjonowaniu komunikacji Pomorza!   W maju ukazała się taka notka:

http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Blask-linii-PKM-gasnie-z-kazdym-dniem-n101571.html

Od maja zmieniło się wiele na PKM. Na bardzo gorsze. Zadziwiające, jak doskonałe technicznie dzieło jakim jest PKM, można było tak skutecznie zepsuć złą organizacją.

 

 

Tu seria kolejowych parodii, miały być śmieszne, a są tylko oburzająco realne...

https://www.youtube.com/watch?v=pz7KKMA5glk
https://www.youtube.com/watch?v=eB1V_xWudB8
https://www.youtube.com/watch?v=f0r2WQrn3Jo
https://www.youtube.com/watch?v=LPxUfSUBTOY
https://www.youtube.com/watch?v=nBigIPT8oFg
https://www.youtube.com/watch?v=L6QVjxih0FA
https://www.youtube.com/watch?v=Jon-swb9P3Y

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

KALISKA - jez. WYGONIN -  KONARZYNY - jez. CZERWIONKO - OLPUCH - WDZYDZE - jez. SCHODNO - WĄGLIKOWICE - SUDOMIE - KOŚCIERZYNA - GD. BRĘTOWO PKM    10-12 września 2015

 

Zaczynam przyzwyczajać Sunię do towarzyszenia mi w turystyce na rowerze; po inauguracji kajakowej czas na rower. To już trzeci piesek którego wożę rowerem, w metalowym siedzisku zaczepionym z boku za bagażnik (z prawej (!) strony roweru), podpartym dwoma metalowymi wspornikami w o nakrętkę osi tylnego koła. W miejscu podparcia dno pojemnika jest wzmocnione. Wyłożony gąbką podgłówek p wykorzystuje przy dłuższej jeździe jak już zmęczona jest pełnym dystansu i wyższości stosunkiem do otoczenia... Leżanka jest nieznacznie uniesiona z przodu: tak jest większy komfort jazdy, a dodatkowo daje to nieco większą odległość zwisającej łapki od wykonującego obrót buta na pedale. 

 

 

Na leżąco na grubej miękkiej wykładzinie, oczywiście bez smyczy, z umiarkowaną szybkością, bacząc na wyboje i mijane po prawej przeszkody i krzaki. Nie można tak ciężkiego pieska (14 kg, Mucha pod koniec życia miała 18 kg) wozić w koszyku na kierownicy: ciężko, z gwałtownymi szarpnięciami, mało zwrotnie, wysoko położony środek ciężkości, w sytuacji awaryjnej pies może wyskoczyć na środek jezdni. Najtrudniej było przyuczyć do jazdy Muchę. Sunia po dwóch razach już nie tylko rozumie sytuację i nie próbuje wyskakiwać ze swojej leżanki, ale na widok wyciąganych z szafy utensyliów wycieczkowych wpada w amok radości i niepokoju; czy psa na pewno też zabiorą...  zabiorą, zabiorą; to dla mnie przyjemność. Pies jest naprawdę inteligentny, można go przekonać, że taka jazda jest przyjemnością. Byle nie za długo; co godzinę przerwa na pobieganie. Dzienny przebieg zależy od terenu i temperatury, z Sunią i moimi 69 (nie kg bynajmniej) - zapewne niewiele więcej niż 40 km licznikowymi. Niby tylko mini-wyposażenie, ale oprócz jedzenia i utensyliów kucharskich, narzędzi rowerowych, ubrania - i jeszcze śpiwora, karimaty, namiotu - 14 kg żywej wagi... Przez pół roku piesek przespał w namiocie ok. 15 nocy, znacznie więcej niż ktokolwiek z  moich turystycznych przyjaciół - poza Michałem. Ależ mi się udał piesek! Nie rozumiem dlaczego tak bardzo boją się takiego zobowiązania liczni znajomi: zapewniam, że przygarnięty psiak zmieni wasze życie na pełniejsze.

Zatłoczonym pociągiem z przesiadką w Tczewie do Kaliskiej. Asfaltem na N, od Nierybna dalej drogami leśnymi, postój nad Wygoninem. Piesek jest trochę zbyt samodzielny w terenie. Zjazd i rozstawianie na noc nad jez. Czerwionko.

 

 

 

Spokojna noc.  Rano piesek ma dłuższy spacer (ok. 2 km) po lesie, tym razem jest bardzo zdyscyplinowana, nie odbiega dalej niż zasięg oka, wraca co trochę kuszona psimi chrupkami. Olpuch, przy jeziorku Kotel drugi przystanek. Objazd jez. Wdzydze od E, Wdzydze Kiszewskie. We Wdzydzach wychodzę na wieżę widokową z imponującą panoramą jeziorną, szkoda że pochmurno.

 

 

Wąglikowice. Po drodze dziwaczna dla mnie tablica jakich wiele na Kaszubach...

 

 

Zaczyna wiać, rezygnuję z biwaku na półwyspie Radolnego, przez Loryniec nad Schodno. Biwak na ładnej łące przy ujściu Wdy, tędy niedawno płynęliśmy z psem kajakiem.

 

 

 

 

Rano pogoda się psuje, namiot zwijam już pod wiatką, w siąpiącym deszczyku Wąglikowice i przez Grzybowski Młyn brzegiem Sudomia i asfaltem do Kościerzyny w kiepską pogodę. Przesiadka w Osowie (długie czekanie na PKM), i PKM do Brętowa. W Brętowie natychmiast tramwaj do domu.

 

 

 

CZERSK - LUBNIA - LEŚNO - SOMINY - BORSZTAL - WĄGLIKOWICE - KOŚCIERZYNA - PKM GD. BRĘTOWO   27-29 września 2015

 

Po niedawnym drugim spływie kajakowym pieska, kontynuacja edukacji rowerowej. Tym razem start z Czerska, po zakupach asfaltem kierunek Brusy. W Chłopowych skręcamy na Rakarnię i piaszczystą drogą: Huta, Broda i jez. Skąpe. Kolacja na oświetlonym jeszcze SE brzegu jez. Skąpego, na wieczór przenosimy się na łąkę na SW krańcu. Noc zimna i księżycowa.

 

 

 

 

Rano jazda i grzybobranie (głównie płachetki) W brzegiem Skąpego. Lubnia, Leśno z kościółkiem.

 

 

 

Przymuszewo, w Sominach odjazd do sklepu, Drzewicz i znajome z Sylwestra sprzed półtora roku wiaty w Borsztalu nad E krańcem Wlk. Sarnowicz. Wieczór na słonecznym jeszcze brzegu SE jeziora, po schowaniu się słońca za brzegiem wracamy pod wiatę. Dziś 39 km, całkiem wystarczy jak dla nas. Rano Dziemiany, Płocice i zjeżdżam na znany biwaczek na półwyspie Radolnego. Po wiatach i pomoście ani śladu. Sygnalizował mi Michał, że w lecie zastał tam całe miasteczko namiotów gęsto rozstawionych na cały sezon. Zapewne zatem skorzystał właściciel terenu z akcji którą sygnalizowałem kiedyś znad Płaskiego: wygaszanie presji turystycznej.

 

 

Kiedyś miałem za złe taką akcję, teraz trochę ją rozumiem. Prawdopodobnie poprzestano na likwidacji wiat, postawienia tablic zakazu, ale już nie starczyło energii aby eksmitować dzikich samochodziarzy. Jak znam życie, zamiast użerać się kłopotliwie ze zgraną zgrają okupującą i dewastującą przez wiele tygodni teren, dysponenci terenu będą nękać pojedynczych bogu ducha winnych turystów poza sezonem... Pozostały ścięte przez tę dzicz drzewa i przybity do drzewa termometr... Wąglikowice, Juszki i zjeżdżamy nad Mł. Oczko. Pod wiatą stoi wędkarz, okazuje się że to właściciel. Rozmawiamy i doszukujemy się wielu znajomych. Jazda siecią nowych dróg w kierunku Rotembarku i Kościerzyny. Osowa i Brętowo. 

 

KOLEJNA PIESKOWO - ROWEROWA WYCIECZKA OPISANA JEST W F INNYM MIEJSCU

 

 

 

 

 

 

 

LUBNIA - j. SARNOWICZE - j. WIECKIE - LIPUSZ - GOSTOMIE - BRODNICA Dln. - CHMIELNO - ŁAPALICE - KARTUZY   30 sierpnia - 1 września 2013

 

Wrzesień to dla Kolei koniec sezonu chociaż dla rowerzystów jeszcze dobre dwa miesiące w terenie; jutro ostatni dzień kursu do Kartuz... Ponieważ połączenia „tam” mam niekorzystne więc funduję jazdę w piątek w kierunku Chojnic, a dokładniej – do Lubni. I tak pociągi z Kościerzyny jeżdżą teraz tylko do Brus. Z Lubni na W, w Leśnie wiatka na placu zabaw od biedy nadaje się na awaryjny biwak deszczowy. W Leśnie podjazd do najładniejszego w regionie drewnianego kościółka. Jak zwykle nie ma tu ani odpowiedniego kierunku światła, ani dystansu do dobrego ujęcia wysokiej gontowej wieży. Z Leśna na Przymuszewo, po drodze chmurzy się i kropi. Decyduję się na wcześniejszy biwak pod wiatą w rejonie Borsztalu/Trawic, ok. 5 km NW od Dziemian. Kolacja, za chmury zachodzi czerwone słoneczko. Noc ciepła i spokojna.

 

 

 

 

Rano objazd Wlk. Sarnowicz, wzdłuż strugi w kierunku Pełków, nad Mł. Sarnowicze i w rejon Jabłuszka nad jez. Wieckim. To początek szlaku ukochanej Wdy; malowniczy i sielski widok na Wieckie.

 

 

 

 

Z Jabłuszka pochodzi stary szlachecki ród Borzyszkowskich, znany w ruchu Kaszubskim i samorządowym. Zachodnim brzegiem Wieckiego biegła dawna granica z Niemcami. Nie było to spokojne miejsce; działały wywiady, a Niemcy po wybuchu wojny bezwzględnie się mścili.

** Wspomnienia F. Borzyszkowskiego

W roku 1920 był wytyczany odcinek przebiegającej w pobliżu Lipusza granicy polsko-niemieckiej. Na zachodnich rubieżach Lipusza zalegała polska z dziada pradziada posiadłość Borzyszkowskich. Według wersji Niemca i popierającego go Anglika granica miała przebiegać po wschodniej stronie j. Wieckego, wzdłuż leśnej drogi pomiędzy  Śluzą a Jabłuszkiem; posiadłość Borzyszkowskich łącznie z jeziorem i zabudowaniami oraz posiadłość Dykierów w Śluzie znalazłyby się po stronie niemieckiej. Paweł i Franciszek Borzyszkowcy, Szymon Dykier oraz Ostrowski z Trzebunia przerażeni krążącą wieścią udali się do szkoły w Śluzie gdzie urzędowała komisja aliancka. Weszliśmy do klasy i kiedy pozwolono nam przedstawić prośbę, zaczął mówić mój ojciec. Miał ze sobą akt nadania nam przez króla gospodarstwa w Jabłuszku. Niemiec zaczął przekonywać ojca, że nie ma się co sprzeczać, ziemia jest licha, że otrzyma odszkodowanie za które kupi sobie gdzie indziej lepsze gospodarstwo. Wtedy ojciec mu na to odpowiedział: "Kto nie kocha ojcowizny, ten i nie kocha Ojczyzny. Tak mówił mój ojciec gdy będąc na łożu śmierci zapisywał mi gospodarstwo, tak i ja powiem mojemu synowi, gdy będę umierał". Po tych słowach członkowie komisji zaczęli się naradzać pomiędzy sobą, po chwili zawołano ojca do stołu i kazano mu zaznaczyć na dużej mapie jak jego zdaniem powinna przebiegać granica. Ojciec zarysował granicę tak, że jezioro, Jabłuszek, Śluza znalazły się po polskiej stronie. Komisja, po naradzeniu się, przystała na to co proponował ojciec. Tak więc dokument – akt nadania Borzyszkowskim posiadłości w Jabłuszku przez króla Władysława Jagiełłę – oraz głęboki patriotyzm Borzyszkowskich, Dykierów i Ostrowskich zadecydowały w 1920 roku o korzystnym dla Polski przebiegu granicy polsko-niemieckiej na tutejszym terenie.

M. Lemańczyk, Lipusz, (Gdańsk 1989 ISBN 83-85011-39-0)

Podjeżdżam w rejon dawnej stacji granicznej Róg/Sonnenwalde. W okresie międzywojennym ruch na trasie Lipusz – Bytów/Bütow Polacy wstrzymali i tory rozkopali w Lipuszu; zbyt wielkie było zagrożenie niespodziewanym atakiem niemieckim. Po wojnie z Lipusza do Bytowa jeździł parowy pociąg; można było z obsługą załatwić krótki przystanek na moście Wdy w Skwierawach, akurat na wyładowanie kajaka… Tu kilka dawnych krótkich filmików z Bytowa.

https://www.youtube.com/watch?v=khhgwPm8bhM przedwojenny Bytów i okolice I cz

https://www.youtube.com/watch?v=cYNHjs8FP0s II cz

https://www.youtube.com/watch?v=7S4zB2rCD_Q III cz

http://www.youtube.com/watch?v=qywRVGImNvc

http://www.youtube.com/watch?v=02Uh8-5pCb4

http://www.youtube.com/watch?v=w48O2ZcN_3Q

http://www.youtube.com/watch?v=EoixkwegWS8

http://www.youtube.com/watch?v=LLfOR5HxZTE

http://www.youtube.com/watch?v=-RWiRGWCnR8

Stacyjka rozebrana przed rokiem, ruch kolejowy dawno zlikwidowany, pozostał tylko budynek dawnego Grenzschutzu.

 

 

Nieco na zachód zwiedzaliśmy kiedyś interesującą nieczynną cegielnię chodząc sobie po wnętrzu pieców; dowiaduję się, że cegielnię rozebrano.

 

 

W okolicy Miechucina była kiedyś kolejka dowożąca glinę do miejscowej cegielni. Piaszczystymi drogami na Lipusz i Korne. Telefon od Olka z zaproszeniem do Brodnicy. Na razie jadę w kierunku groźnego granatowego nieba, na Gostomie.

 

 

 

Zjazd nad ładne jezioro Duże a potem Mł. Długie; tu uroczy daszek doskonały na spokojny biwak. Gostomie, skręt na Przewóz i Brodnicę Grn. Tu podejmuje mnie gospodarz i zjazd do kwatery w Brodnicy Dln., gościna w wygodnym domku. Ja chcę jutro rano pojechać do Kartuz, więc śpię na ganku. Ale dostaję wiadomość, że nie muszę się spieszyć. Rano celebra śniadaniowo-towarzyska, zmienna pogoda opóźnia decyzję i dopiero wczesnym popołudniem wsiadam na rower. Przez Ręboszewo, Zawory, Chmielno okrążam jeziora, zjazd na Łapalice.

 

 

 

Wiele lat temu fantazja przedsiębiorcy z Gdańska zapoczątkowała mocno szaleńczą wizję; zbudować wielki pałac z bajki. Budowę doprowadził do stanu surowego, pod dachami licznych wież. Teraz dopiero wierzyciele, urzędasy budowlani i fiskalni wzięli się za wizjonera. Dokopać, udupić, zniszczyć: po co ma ktoś odnieść sukces… Od 20 lat budowa wstrzymana, obiekt kiepsko ogrodzony niszczeje… Ale doniesień o złym wykonawstwie jakoś nie potwierdzam: dachy się trzymają, a rzekomo kiepska cegła nie rozpada. Smutny koniec marzeń magnata o wielkim pałacu z XX wieku. Przed Kartuzami dopada mnie deszcz. Dworzec zdezelowany i pordzewiały; smętne resztki parowozu na bocznym torze. Przyjeżdża autobus szynowy na ostatni kurs w tym roku.

 

 

 

 

Jedziemy oczywiście bezsensowną trasą okrężną przez Somonino, z dodatkową stratą czasu na zmianę kierunku jazdy. Pytam konduktora o perspektywy tej linii. Mówi, że w zeszłym roku miał jazdę z wiceministrem, który jest pasjonatem kolejnictwa i obiecywał on priorytetowy remont linii Glińcz – Dzierżążno – Kartuzy, z odbudową rozjazdu w Glińczu. To przywróciłoby sens połączeniu Gdynia – Kartuzy. I coś wspominano o ruchu Pruszcz – Kolbudy – Żukowo Zach. To już jednak czysta fantazja, bo nie po to z takim medialnym mozołem ją likwidowano aby…

Był to oczywiście Andrzej Massel z naszej Politechniki; znam go jako porządnego chłopa i entuzjastę i znawcę historii kolejnictwa, ale za szkoda go na tę funkcję, która nie może się udać… Bo tak traktowane są od dziesiątków lat Koleje w Polsce. Nawiasem mówiąc, mój Ojciec na początku lat 50tych prowadził zajęcia z kolejnictwa na Politechnice. A wcześniej w WMGdańsku bywał służbowo przed wojną (praktycznie wszystkie koleje w FSD były zarządzane przez Polskę), i tak narodził się sentyment do Gdańska, który odziedziczyłem najpierw ja, a potem Zosia; teraz Licencjonowana Przewodniczka po Gdańsku. Ale sentyment kolejowy nie dotyczył PKP; mówiło się w domu: „kocham Kolej, nienawidzę PKP”. Rozumiem to zdanie w pełni i coraz lepiej! Sakramenckie dziadostwo!         dopisane 2015. PKM już działa i oceniam funkcjonowanie bardzo pozytywnie. Połączenie do Kartuz już wypróbowałem, czekamy na połączenia do Kościerzyny oraz Słupsk - Lębork.

 

Jestem najwyraźniej niepoprawnym optymistą. O ile technicznie PKM wypada dobrze, to organizacyjnie jest wiele skandalicznych zaniedbań, szczególnie dla rowerzystów. Chociażby tylko 6 miejsc rowerowych (i mogą więcej nie przyjąć na stacji), brak bezpośr. połączenia do Kościerzyny z Gdańska (przesiadka zajmuje nawet do 25 min), wieczny bałagan z miejscem przesiadki. Część pociągów nie dojeżdża do Głównego i we Wrzeszczu konieczna przesiadka. Już zaczyna się spadek frekwencji jako skutek tych zaniedbań... A tak niewielkim wysiłkiem możnaby realizować naprawdę sprawny system. Na razie wracam do swojej krytycznej oceny    dopisane maj 2016.

 

 

 

 

 

CZERSK - MĘCIKAŁ - LASKA - rz. KULOWA - jez. LUBOSZKI - jez. SKOSZEWSKIE - SOMINY - STUDZIENICE - jez. WIECKIE - LIPUSZ     22-24 maja 2008

 

Znajomi moi najmilsi tym razem pobili wszelkie rekordy nieodpowiedzialności. Przed Bożym Ciałem trwały przymiarki: czy trzy kajaki starczą aby pomieścić wszystkich chętnych? A jak przyszło do wyjazdu, to: jeden sprosił rodzinę na uroczysty czwartkowy obiadek, drugi właśnie rozbił się z samochodem, trzeciemu wypadł pogrzeb, kolejni po prostu zamilkli, następni pojechali posiedzieć na swojej działce, a kolejny kolega nagle zatracił jakąkolwiek zdolność podejmowania decyzji, za to z prawdziwym rozczuleniem śledził niepewne prognozy pogodowe. 12 osób lubiących turystykę namawiałem - bezskutecznie (jeśli nie chcecie wywołać mojej złości - to nigdy nie pytajcie dlaczego jeżdżę samemu!). Prawdziwe apostolstwo Siedzenia w Domu i Spoglądania na Własny Pępek...

W czwartek wściekły ładuję psa i rower do pociągu chojnickiego, pomimo początków bólu gardła i pewnych sercowych symptomów.

 

 

Z Czerska o 18 wyjazd w słoneczny, ale chłodny i wietrzny wieczór - na północny zachód. Zabrałem mapy aż w rejon Miastka; na razie na Męcikał. Popełniam błąd i zjeżdżam z asfaltu w Chłopowych na zachód na Olszyny. Zapamiętajcie, że w okolicznych lasach są wyjątkowo paskudne piachy, które należy z determinacją omijać. A w prawo jest niedaleko do pięknego miejsca biwakowego na płd. krańcu jez. Skąpego. Z Męcikału zielonym szlakiem najpierw w okolice mostu kolejowego na Brdzie, potem wzdłuż zachodniego brzegu jez. Dybrzk (po drodze zasieki ogrodzonych młodników). Do ulubionego miejsca na cypelku naprzeciw biwaku docieram o 21; jest tu już dwójka z kajakiem. Jak zwykle w tym miejscu - malowniczy zachód słońca. Noc ciepła, prawie bez komarów.

 

 

Ranek słoneczny, ale chłodny i wietrzny, wiosenna zieloność powala z nóg (moi przyjaciele już zdążyli zapomnieć, jak czekali wiele miesięcy na upragnioną wiosnę). Rezygnuję z objazdu okolicznego Parku Narodowego; Drzewicz, asfaltem do Laski (również pomijam ciąg bardzo interesujących jezior lobeliowych Płęsno, oba Gardliczna, Nawionek, Zmarłe). W Lasce patrzę zawistnie na liczne kajaki na Zbrzycy. Kajaki piękne, nowiutkie, kolorowe, dostarczone wprost na wodę; tylko wsiąść - i wysiąść wieczorem przesiadając się wprost do samochodu - i do domciu... Ale moje targanie się ze składakiem i całkowita niezależność ma jednak inne wartości, do których coraz trudniej przekonać młode pokolenie Zdobywców i Panów Świata. I drobny szczegół techniczny: nigdy jeszcze nie widziałem kajaka z Wypożyczalni, który miałby zamontowany ster. Jasne, że przedsiębiorcom jest tak wygodniej, bo przynajmniej nikt nie popsuje im tego wystającego elementu. A naiwnym wmawiają, że na jeziorze (lub na rzece, w zależności od sytuacji) ster przecież tylko przeszkadza - i naiwni wierzą w to głęboko... Laska jest wybitnym węzłem wodnym: szlak malowniczej Zbrzycy z jeziorami na trasie, na południe ciąg unikatowych bezodpływowych jeziorek lobeliowych, równoległe doliny stromych rzeczek-dopływów Zbrzycy: Kłoniecznicy, Kulawy. I dorodne lasy, niestety bardzo piaszczyste. Skręt w dolinę Kulawy. To mała i krótka górska polodowcowa rzeczka w malowniczej dolinie. Droga świeżo zryta spychaczem, jakieś ogromne prace melioracyjne: z tablicy wynika, że to przywrócenie systemu nawadniania łąk w dolinie. Nic z tego nie rozumiem, bo w tej wąskiej dolince łąk prawie nie ma, więc pożytek z tych ogromnych prac będzie zerowy. Chyba, że chodzi o skuteczne roztrwonienie jakiejś kolejnej europejskiej dotacji... Całą okolicę zalegają płytko pokłady kredy jeziornej, więc wszystko jest w białym pyle wapiennym;

 

 

odradzam zwiedzanie tej doliny przez najbliższe 2 lata. Górna część doliny bardzo malownicza wśród stromych wzgórz i jarów;

 

 

jez. Małe Głuche i następnie Duże Głuche; oba trudno dostępne. W okolicy sosnowe lasy, suche na pieprz, z pokrętną siecią leśnych bardzo piaszczystych dróżek (w rejonie leśn. Modrzejewo oraz bardzo ładnie położonego leśn. Bukówki), które beznadziejnie prowadzą zawsze pod kątem prostym do mojego celu. Błądziłem tu wielokrotnie w przeszłości bez końca; teraz GPS załatwia sprawę radykalnie: wspaniały i użyteczny wynalazek! Jestem pełen uznania dla entuzjastów, którzy rysują ręcznie dokładne mapy wektorowe dla GPS. Trzeba włączyć się do inicjatywy rozbudowy i aktualizacji szczegółów tych map. Ale „starzy turyści” są ostentacyjnie sceptyczni: mnie to niepotrzebne, ja zawsze docieram tam gdzie chcę... Taki objaw (niemądrego) konserwatyzmu; ja także jestem konserwatystą, ale jednak w inny sposób...

Nad pięknymi Luboszkami robimy dłuższą sjestę.

 

 

Pod wieczór zjazd nad pobliskie j. Lipusz. Byłem tam bardzo dawno temu, i po stwierdzeniu, że miejsc biwakowych z dostępem do wody brak - nie pojawiałem się więcej. Tym razem jedziemy dalej i kilkaset metrów powyżej znajduję wyjątkowo interesujący teren: wśród gęstego lasu szeroka okrągła podmokła bujna łąka, na środku której jak rondel, porośnięty sosnami wzgórek; a dalej jeszcze jedno wodne oczko. Żurawie, a wieczorami i porankami - sarny.

 

 

 

Miejsce nieco podobne do ulubionych moich łąk powyżej jez. Okierskiego. Wracamy nad Skoszewskie, namiot na jednym z półwyspów, na bajecznie miękkich kępach mchu metr od wody. Noc dość chłodna pewnie z powodu bliskości wody. Wszystkie jeziora w okolicy zaczynają niepokojące objawy początku kwitnienia glonów.

 

 

Jez. Skoszewskie jest pozostałością polodowcowego akwenu stanowiącego kiedyś jedną wielką całość, po której pozostały dziś odrębne zbiorniki z wielkimi Sominami i Kruszyńskim, a również Luboszki i Lipusz. Przed wojną brzegiem Skoszewskiego prowadziła polsko-niemiecka granica. Sklep w Sominach. Wracamy pustą szosą przez piękne lasy na zachód nad jez. Kłączyno w Przewozie. Zimny wiatr, pochmurno. Pobudowali się tu dziwni ludzie: osiedle wyjątkowo okazałych dacz, które jednak robią wrażenie dodatków do jeszcze wspanialszych garaży (samochód jest najważniejszym członkiem ich rodziny). I kompletny brak chęci do korzystania z dostępu do jeziora. Ze Studzienic na wschód starą wąską asfaltową drogą kończącą się ślepo w połowie jez. Wieckiego. To poniemiecka droga z lat 30-tych zapewne dla straży granicznej; droga jest w nadspodziewanie dobrym stanie, przez ładne ale kompletnie puste lasy. Granica prowadziła F zachodnim brzegiem; tak więc spoglądali na polski brzeg kiedyś Niemcy:

 

 

A na południowym krańcu jeden z najpiękniejszych na Kaszubach widoków: w pociętym terenie widok na krętą zatokę, stare chaty ze słomianą strzechą; trzeba powtórzyć zdjęcia w okresie kwitnienia jabłoni.

 

 

 

Mały Jabłuszek to zaścianek starego rodu Borzyszkowskich (nadanie jeszcze od Jagiełły), znaczących zarówno kiedyś, jak i dzisiaj w regionie. Zjazd nad Małe Sarnowicze

 

 

gdzie kąpiel w litrze podgrzanej wody. Cała okolica bardzo atrakcyjna z powodu morenowych sosnowych wzniesień i ciągu jezior. W Śluzie właśnie wyburzono jeden z nielicznych murowanych domów - była to zdaje się siedziba polskiej Straży Granicznej. Wąska tu jeszcze Wda wije się cienką strugą wśród zielonych pól i kęp lasu licznymi przenoskami. Paskudną szutrową drogą do Tuszkowów (tubylcy mówią często ”Tuszków”; ale to przecież nie Tuszki, ale Tuszkowy...), dalej asfalt do Lipusza. Planowałem zabiwakować gdzieś w rejonie Garczyna lub Wieprznic, ale Mila jest najwyraźniej mocno zmęczona; ja także nie jestem w najlepszej kondycji, a wietrzna pogoda daje się nieco we znaki. Z Lipusza popołudniowy pociąg do Kościerzyny staje się więc „bezalternatywnością pozytywną”.

 

 

Znowu realia aktualne mieszają się z historią i polityką. Wracając od strony Kościerzyny do Gdańska irytujemy się na niepotrzebnie okrężne połączenie przez Gdynię (trasę na Pruszcz udało się Kolejom już dawno zlikwidować, jak wcześniej linię z Kościerzyny przez Skarszewy do Pszczółek) i jazdę SKM do Gdańska (teraz trzeba kupować nowy drogi bilet na ten kawałek. Ostatnio powstała kolejna spółka PCCRail, identyczne absurdy są więc teraz przy jeździe przez Karsin i Tleń). A trasa kolejowej linii „węglowej” jak na złość nie chce się przybliżać do Trójmiasta. To skutek wrogiej Polsce postawy Freie Stadt Danzig - ta konieczność ominięcia terytorium Gdańska. A i skutek pożałowania godnych manipulacji angielskich przy okazji Traktatu Wersalskiego. Anglicy zresztą manipulowali od zawsze; dzisiejszy konflikt izraelsko-arabski jest także w pewnej mierze ich dziełem. W niebezpiecznej nieudolności politycznej sekundują im od dawna Francuzi. Tamte czasy minęły (nie minęła niestety groźna głupota elit politycznych państw europejskich), więc aż prosiłoby się o przywrócenie dawnego skrótu z Kaszub przez Kokoszki do Wrzeszcza. Odżyły te projekty w związku z Olimpiadą Kopanej Piłki (czy jak się to tam nazywa). Ale przecież już teraz wiadomo, że w żałosnych impotentnych polskich realiach nic z tego nie będzie! (no, może tramwaj lub ścieżka rowerowa do Rębiechowa). Do Wrzeszcza byłoby najbliżej z Rębiechowa (ze 13 km), ale droga jest paskudna: wąska, mało widokowa, zawsze niebezpiecznie ruchliwa i zawsze z wiatrem w twarz. Wysiadamy więc w Osowej, stromy zjazd przez Owczarnię cienistą doliną Potoku Prochowego, do Oliwy. We Wrzeszczu (ponad 14 km z Osowy; a dałoby się dojechać bezpośrednio pociągiem... Chyba, że Kolejom wpadnie do głowy pomysł utworzenie jeszcze jednej spółki, z odrębną taryfą. Wtedy z Kościerzyny będą to trzy osobne bilety, sprzedawane zapewne w osobnych kasach, bo spółki kolejowe żrą się już teraz bezwzględnie, sprawdźcie chociażby jak wyglądają stacyjne Rozkłady Jazdy w Tczewie lub Wejherowie - są one wywieszone osobno, w różnych miejscach) jest przeraźliwie zimno, ciemne chmury, stada pijanych degeneratów wyjących w sportowym amoku, liczne patrole policji opłacanej za to wszystko z moich podatków, a wbrew mojej woli.

 

http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/mecikal

http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/bytow

http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/opisy/strupino

http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/wda/wdaprzedwojenny

http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/wda/przewodnikpowdzie

 

nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F strona z indeksem opisów turystycznych
F strona główna