SUWAŁKI – GOŁDAP – KRUKLANKI – GIŻYCKO          12 - 18 sierpnia 2007

 

Sezonowy (tylko sezonowy) pociąg bezpośrednio do Suwałk (300 km), jedzie jak burza: raptem głupie 8 godzin i jesteśmy na miejscu. Aż trudno uwierzyć, że w tym kraju można przejechać trasę od Szczecina do Suwałk w ciągu zaledwie niecałej doby - z szybkością pioruna - bo prawie 40 km/godz!

 

Kolej nie może pewnie przeboleć, że nie rozebrano torów od Ełku - byłoby po kłopocie. Co w tym kraju robi Prokuratura i Trybunał Stanu?

 

Jedziemy we trójkę: Muchy już prawie dokładnie od roku nie ma... Ale jedzie Mila, także na rowerze.

 

 

Jak zwykle rowery dźwigamy po pionowej drabince (bo schodki do polskich wagonów są właściwie tak strome jak drabina), zawadzając i szarpiąc się w bardzo wąskim wejściu o metalowe pręty, klamki i o co się tylko da; na wąskim korytarzu prawie bez możliwości manewru. Płaszczyzna podłogi polskich wagonów jest o ok. 40 cm wyżej niż jest to w innych krajach. Bo tak jest wygodniej polskim wspaniałym konstruktorom - a wagon jest "rowerowy"! Inne typy większych wagonów rowerowych mają pośrodku szerokie suwane drzwi wejściowe. Cóż, kiedy we wszystkich w całej Polsce, polecono te drzwi zamknąć na głucho. Takich potworków nie projektuje się już nigdzie w Europie... A Polak potrafi! W Gdańsku zobaczyłem Anglika, który zdębiał na widok tego wszystkiego, chcąc wsiąść z rowerem. Dobrze mu tak! A Polak potrafi!

 

Suwałki od czasów mojego bywania na Wigrach jeszcze w początku lat 70tych, bardzo znowocześniały. Wyjeżdżamy na północ już pod wieczór; okolica coraz bardziej pofalowana, wieczorne zapachy lasu i łąk. Po 16 km jesteśmy pod Górą Cisową - okazałym symbolem suwalszczyzny, widocznym z każdego miejsca.

 

 

Szybko zjeżdżamy/schodzimy leśną stromą ścieżką nad położone kilkadziesiąt metrów niżej jez. Kopane. W zmierzchu wybieram drogę w prawo w dół, która prowadzi w zarośnięte ostępy, gdzie z trudem znajdujemy kiepskie miejsce na namiot. Warto wiedzieć, że na wiele ładniejsze biwakowiska trzeba kierować się na lewo w dół. Jest 12 sierpnia, a więc tuż po maksimum Perseid: planowałem zostawić rzeczy nad wodą, i podejść na Cisową na to astronomiczne widowisko. Ale robi się już ciemno, a podejście jest 80 metrowe - rezygnujemy.

 

Rano musimy jednak i tak podejść tych 80 m w górę. Góra Cisowa wygląda z dala jak stożek wulkanu, ale jest tworem lodowcowym; bardzo rozległe widoki na okolicę. Jedziemy do Smolnik; kilkaset metrów dalej na zachód podchodzimy stromo na stok wzgórza, skąd jeden z najpiękniejszych widoków na zielone łąki na wzgórzach, u dołu rozczłonkowane jez. Jaczno i kolejne wodne tafle - i daleko znowu stroma sylwetka Góry Cisowej.

 

 

To stąd nakręcano czołówkę i końcówkę filmowego Pana Tadeusza. Jest bardzo upalnie i duszno. Najpierw podjazd, potem stromy zjazd i objazd Jaczna - i dalej nad jez. Kamenduł. Zatrzymujemy się na prywatnym pomoście, podrzemujemy w cieniu. Po godzinie ruszamy obok kilku sympatycznych koników,

 

 

niebo zaciąga się chmurami, pada. Kolejny deszcz przeczekujemy pod szerokim dachem wjazdu na jakąś daczę. Jazda wzdłuż malowniczej szerokiej i zielonej doliny Szeszupy; krówki, koniki, bociany.

 

  fot. Zosia Plucińska

 

Wodziłki: wieś ze starą zabudową,

 

 

zamieszkała kiedyś przez Starowierów; do opisu z lat międzywojennych podobnego Wojnowa odsyłam do “na tropach Smętka” Wańkowicza.

 

 

Drewniana zielona molenna zamknięta na głucho, a brodaczy w łapciach już w tej wsi nie zobaczymy.

 

 

Ale nieco w dole, na skraju łąki przy strumieniu stoi mały drewniany domek, w którym ktoś pali w palenisku.

 

  fot. Zosia Plucińska

 

To charakterystyczna dla okolicy bania (gorąca łaźnia).

 

 

Dwie izdebki: jedna z drewnianymi ławami do prażenia się - i przygotowanymi witkami do chłostania; druga zapewne do parowania. I przez otwarte drzwi na zieloną łąkę do chłodnego strumienia. Sesję w bani można bez trudu zamówić.

 

4 km dalej jesteśmy w drugim pięknym rejonie: Góry Zamkowej. Jest nieco pochmurnie chociaż ciepło; otoczenie małego jez. Jegłóweczek jest tak piękne, że decydujemy się tu na biwaczek.

 

 

Pływanie, kolacja, spokojna noc. Ale w nocy wychodzimy, i leżąc na pomoście obserwujemy między gwiazdami co kilka minut bezgłośne smugi Perseid, czyli "łez świętego Wawrzyńca" - zachęcam ponownie aby zaplanować w przyszłym roku noc 12 sierpnia na szczycie Ostrzycy Poboszczowickiej.

 

Rano jeszcze bardziej pochmurno, w wiszącym deszczu podchodzimy na Górę Zamkową; stanowiska archeologiczne z czasów Jadźwingów, wyjątkowo urocze rozległe widoki z wysoka na podchodzące tu liczne jeziora.

 

 

Kilkaset metrów dalej kolejne dobre miejsce na biwak. Decydujemy się jechać lepszą drogą do Czajewszczyzny, chociaż nadrabiamy kilometry; dalej asfaltem na północ. Po drodze oryginalne głazowisko Rutka, nieco dalej wieża widokowa nad polodowcową doliną z jeziorkiem u stóp (tu można także zabiwakować pod dachem). Zjazd na Turtul: w głębokiej dolinie Czarna Hańcza tworzy rozlewisko, nad którym piętrzy się nietypowy wał polodowcowy (oz).

 

Okrążamy jez. Hańcza, zbaczając na polodowcowe głazowisko Bachanowo, gdzie robię sjestę, bo pojawiają się niewielkie objawy sercowe. Usiłujemy podjechać na widokową Górę Leszczynową na wysokim brzegu jez. Hańcza. Dojazd kłopotliwy, okolica niezbyt piękna; jest co prawda wieża widokowa, ale brak dojścia do wody. Podczas powrotu odpada pedał; nietypowa nakrętka sprawia kłopot. W agrogospodarstwie przeszukujemy z gospodarzem skrzynki z narzędziami i cudem znajdujemy potrzebny nietypowy klucz rurkowy.

W opisach trudno mi się już powstrzymać przed kąśliwymi uwagami o paskudnych obyczajach wielu moich Rodaków, o Telewizji, Kolejach, i kilku innych dyżurnych tematach. Jeden z Czytelników zwrócił mi jednak uwagę na ludzi z kresów:

...właśnie ci inni ludzie. Ilekroć, po raz kolejny opowiadam znajomym o naszej wyprawie, najwięcej czasu poświęcam właśnie im. Z taką życzliwością, niewiarygodną gościnnością i pogodą ducha nie spotkałem się w żadnym, innym regionie Polski. Aż chce się tam wracać aby po prostu sobie z nimi pogadać.  K.J.

Potwierdzam, że kontakty z nimi i ja odbieram bardzo sympatycznie. Pamiętam, gdy kilka lat temu w pociągu w Białymstoku władowaliśmy się z kajakiem do przedziału, który ja nazywam „bydlęcym” - bo takim mianem określa się na Pomorzu ten przybytek pijanych agresywnych lumpów bluzgających w kłębach dymu przekleństwami. Stężałem, gdy zobaczyłem dwóch niewątpliwie podpitych pasażerów. Okazali się bardzo miłymi i życzliwymi towarzyszami. Na spływie Narwią zostawiłem kajak, i z psem poszedłem 2 km do miejscowego sklepiku. Jak zwykle przed wejściem wianuszek miejscowych, którzy na Pomorzu na widok każdego obcego przyjęliby na pewno nieprzyjazną lub chociaż prowokującą postawę. Nic podobnego. Na moją (i Muchy) cześć odegrano na organkach jakąś piosenkę, sympatycznie porozmawialiśmy. Tak wiec potwierdzam jeszcze jedną atrakcję tej ziemi: są to wspaniali prości, gościnni i życzliwi jej mieszkańcy. Jedźcie na wschód!

Na północnym brzegu Hańczy bardzo ładne miejsca biwakowe: płaski brzeg, zielone łączki, zadaszone wiaty, niestety roje komarów.

 

 

Rano pochmurno, chłodno i wietrznie: po upałach taka pogoda sprawia przyjemność; jedziemy na północ na Wiżajny. Z Wiżajn na zachód na Żytkiejmy; po drodze zjazd do zbiegu trzech granic państwowych.

 

 

Z Żytkiejm asfaltem w Puszczę Romincką. Mocno podszyty las, z wieloma mokradłami,

 

 

 

roje komarów. Puszcza Romincka była ulubionym terenem łowiskowym zdziwaczałego cesarza Wilhelma, który w lesie wystawiał pomniki co okazalszym ofiarom swojej morderczej pasji, a także swoim ulubionym psom. Na jednym polowaniu potrafił np. zastrzelić kilkaset (!) bażantów. Do opisu jego zdegenerowanych pasji odsyłam do opracowania (link na końcu) o innym rodzie pruskich junkrów. A również (jak przy każdej wycieczce po dawnych Prusach Wschodnich) - do krajoznawczej Biblii: “Na tropach Smętka” Wańkowicza. Zachciało mi się sprawdzić nawigację GPSem do jednego z takich pomników. Nieudanie, bo las gęsto podszyty i upalny i komarowy; ale w zamian kręcimy się w wielkim upale po lasach, i wychodzimy niemal na wiadukty* w Stańczykach.

* powszechnie nazywane wiaduktami, zupełnie poprawnie zaliczać powinno się je do mostów

 

 

 

Stańczyki są swoistym pomnikiem niemieckiej myśli wojskowej. Linia Gołdap - Żytkiejmy budowana w latach 1912-1927,

 

 

przeznaczona była do dowozu wzdłuż ew. linii frontu, w planowanej zawczasu przez zapobiegliwych Niemców, przyszłej wojnie. Zdjęcie z uroczystości otwarcia linii:

 

 

Warto było przejechać tą linią - więc załączam rozkład jazdy, aby się nie spóźnić na pociąg (niestety, z 1941)...

 

 

Podwójne wiadukty miały być zabezpieczeniem przed bombardowaniem lotniczym. Wiadukty są imponujących rozmiarów, i rzeczywiście przypominają starożytne budowle. Przejął je prywatny właściciel; jeden z wiaduktów jest zamknięty (w remoncie), teren pod wiaduktami ogrodzony i niedostępny, torowisko kolei przegrodzone, opłaty, parkingi itp. Upał przeczekujemy nad pobliskim jeziorem. Pod wieczór jedziemy nad małe oczko przed Błąkałami tuż przy torowisku po prawej stronie. Teren prywatny, wiaty, stoliki.

 

Rano wizyta mało sympatycznej jejmości z pobliskiego gospodarstwa. Rosnącym upałem jedziemy do kolejnego okazałego wiaduktu w Kiepojciach, stamtąd gruntowymi drogami znowu w Puszczę Romincką

 

 

aż pod granicę. Zielonym szlakiem na zachód dość wygodną drogą; ale szlak poprowadzony jest nonszalancko: na prostych odcinkach gęsto znakowany, za to na skrzyżowaniach znakowania brak. Kolejny pomnik zamordowanego jelenia 24-staka.

 

 

Upał jest ogromny, ale jedziemy głównie w cieniu, więc daje się wytrzymać. Przed Gołdapią początek zacierania się pechowego pedału. W Gołdapi fundujemy sobie obiadek oraz za 7 zł nowe pedały. Także i Gołdap jest dość nowocześnie rozbudowany po doszczętnym zburzeniu przez Armię Czerwoną w 1945, a znacznie wcześniej - podczas wojen szwedzkich.

 

“ [---] w otwarte na roścież Prusy Wschodnie wlewa się ekspedycja karna polsko-tatarska (sienkiewiczowski Kmicic). Tatarzy niszczą 13 miasteczek, 249 wsi i dworów, 37 kościołów, wyrzynają 11000 ludzi, 3400 biorą w jasyr, 80000 ludzi ginie z zarazy. Burmistrz Dułło żywcem na rynku w Gołdapi upieczony; krew płynie szeroko, jak nad nią i łuny pożarów. Ta ziemia północna to nie słodki jakiś Land, gdzie w cieniu winnic wiekami rozlegały się brząkania gitary, a ludzie nauczyli się być gemütlich”.

 

Tak pisze Wańkowicz w “Smętku” - a przecież były jeszcze wojny jaćwieskie, krzyżacko-pruskie, potem pierwsza wojna światowa,

 

 

Jeśli jednak przedtem podnosiło się ducha w taki sposób: „błogosławię wasze bagnety, aby głęboko wbijały się w brzuchy waszych nieprzyjaciół. Niech Pan najsprawiedliwszy kieruje ogień artyleryjski na głowy sztabów nieprzyjacielskich i uczyni to, aby wrogowie nasi utonęli we własnej krwi z ran które im zadacie” - to skutki są przerażające. Z tą patriotyczną modlitwą koresponduje pocztówka niemiecka ilustrująca topienie Rosjan:

 

 

Wygląda na to, że w technikach manipulacji mentalnej zmieniło się niezbyt wiele.

potem dramatyczna atmosfera plebiscytu, potem druga wojna światowa... A jeszcze: powojenne przesiedlanie ludności ukraińskiej, przedtem starowierów z Rosji, fatalna polityka państwa w stosunku do rodowitych Mazurów i ich masowa emigracja, działalność PGRów, obecny ruch mniejszości niemieckiej, symboliczna restauracja pomnika Bismarcka, obecne rewindykacje Niemców.

 

Upał okropny, nie ma co jechać w trasę, więc podjeżdżamy tylko nad jez. Gołdap i tam go przeczekujemy przez 4 godziny. W jeziorze woda bardzo brudna. O 18 wracamy przez miasto, i dość stromy podjazd na Wzgórza Szeskie. Bardzo oryginalny widokowo teren polodowcowy: wał wzgórz wznosi się ponad 100 m ponad okolicę. Na Pięknej Górze (Gołdapska Góra) znane zimowe tereny narciarskie, z kilkoma wyciągami, strome zalesione wzgórza; widoki zupełnie jak w Beskidach! Gliniaste polodowcowe podłoże sprawia, że na płaskiej wierzchowinie jest kilkanaście jeziorek. Spieszymy się, bo już prawie jesienny jest krótki dzień, a my mamy jeszcze wejść na Tatarską Górę. Drogowskazu brak, idziemy na przełaj przez prywatne pole, dróżka w rozpaczliwym stanie: wykroty, kłujące chaszcze; co robią miejscowe organizacje turystyczne?

Tatarska Góra jest niezwykłym polodowcowym tworem, który do złudzenia przypomina wulkan: najpierw podchodzi się na krawędź pierścienia krateru, potem schodzi w środkowe zagłębienie.

 

 

Legenda o ucieczce ludności przed oddziałem Tatarów (stąd nazwa). Gęsty las, na dnie płaskie torfowisko z oczkiem wody, do której jednak dojść się nie da. Roje komarów, w dole duszny wieczorny upalny bezruch. Wracamy do rowerów, jedziemy jeszcze parę kilometrów na Pietrasze i Kamionki. Po lewej duży ogrodzony prywatny teren hodowli dzikich zwierząt, z atrakcją safari. Spore jezioro, nad którym stolik ładnego biwaku tuż przed odejściem drogi na Zatyki.

 

 

Rozkładamy się już prawie po ciemku, po kolacji patrzymy w gwiazdy; ale od strony zachodu gwiazdy stopniowo znikają. Nadciągają chmury, mamy dość ulewny deszcz, który podlewa nam śpiwory w kiepsko ustawionym namiocie. Rano ciemne chmury, wiatr; do 10tej podsuszamy rzeczy.

 

 

Nadciąga błękit nieba, ruszamy wśród malowniczych stawków w dół.

 

  fot. Zosia Plucińska

 

 

Dłuższa jazda do Bań Mazurskich, gdzie pokrzepiamy się w barze. Ponieważ Zosia ma swoje terminy powrotu, musimy zrezygnować z jazdy przez Węgorzewo z wizytą u interesującego Strażnika nad jez. Oświn, a również z wizyty w Srokowie. Jazda pod górę w stronę Kruklanek, skręcamy nad śluzę Przerwanki

 

 

i biwak ok. 1 km na wschód nad jez. Gołdopiwo (czysta woda, piaszczyste dno).

 

 

Rano w słońcu dość upalnie, od zachodniej strony jeziora do Kruklanek (przed miejscowością dobre miejsce na biwak w lesie nad wodą); zjazd na północ w poszukiwaniu niemieckich bunkrów: są tylko ich wysadzone w powietrze resztki.

 

Cały region był przed wojną bardzo silnie ufortyfikowany. Oprócz wojennej linii przez Stańczyki oraz znanej kwatery Hitlera Wolfschanze niedaleko Kętrzyna, było tu mnóstwo skupisk bunkrów: Himmlera, szefa Kancelarii Rzeszy Lammersa, Dowództwa Sił Lądowych OKH, dziesiątki bunkrów strefy osłonowej, rowy przeciwczołgowe... Pisze o tym Wańkowicz w “Smętku”.  Nieco dalej na pn-wsch. zagadkowy Kanał Mazurski ze śluzami.

Dość nieciekawa trasa do Giżycka.

 

 

Przy okazji: zdążyliśmy tak bardzo przyzwyczaić się do brzmienia nazw wielu miast, że nie kojarzymy faktu, że zostały one utworzone po wojnie, z powodów politycznych. Najczęściej związane z nazwiskami polonijnych działaczy. Giżycko (d. Lec, Łuczany, niem. Lötzen - od G.Giżyckiego), Mrągowo (d. Żądzbork, niem. Sensburg - od K.C.Mrągowiusza), Kętrzyn (niem. Rastenburg - od W.Kętrzyńskiego), Barczewo (niem. Wartenburg - od W.Barczewskiego), Sątopy-Samulewo (niem. Santoppen - od A.Samulowskiego), Pieniężno (niem. Mehlsack, [krótko po wojnie dosł. Mąkowory] - od S.Pieniężnego). Okoliczności powojenne czynią owe zmiany wytłumaczalne, jednak na dalszą metę takie zmiany są co najmniej ryzykowne. Po 1989 zmieniono pod naciskiem czynników kościelnych nazwę Gdynia Wzgórze Nowotki (jedna z bardziej ponurych postaci komunistycznych) na Gdynia Wzgórze Św. Maksymiliana Marii Kolbego. Niezależnie od bezdyskusyjnej oceny postaci, ta zmiana nosi znamiona irytującej politycznej motywacji, i prowokuje do podobnej żonglerki w przyszłości; a przecież była możliwość naturalnego powrotu do nazwy Gdynia Wzgórze, lub Gdynia Św. Jan (mało osób wie, że taka była nazwa tej połaci Gdyni, od której zresztą pochodzi nazwa głównej ulicy).

Tu macie interesującą mapę z 1926 z owym fragmentem: 

http://www.mapywig.org/m/wig25k/REJON_POMORZE_(275)_GDYNIA_ARKUSZ_15_1926.jpg 

Natomiast w Gdańsku przywrócono rozsądnie dawne nazwy ulic, z czego wielu młodych mieszkańców nie zdaje sobie sprawy, i co powoduje ich protesty. Nowe Ogrody, Długie Ogrody, Podwale Przedmiejskie, Do Studzienki. Czekają jeszcze na przywrócenie nazw: 3 maja (Promenada), Dmowskiego (Dworcowa)...

 

W Giżycku pokrzepiamy się, podjeżdżamy do pruskiej Twierdzy Boyen.

 

 

 

Ogromne fortyfikacje z połowy XIX w., w środku z zainteresowaniem oglądam wystawę dotyczącą działań opozycyjnych z lat 50 i 60-tych, które wtedy znałem tylko z nasłuchu Wolnej Europy, a teraz również z notatek ubeckich.

 

Do wieczornego pociągu siedzimy na zatłoczonej przystani

 

 

 

Patrząc na sielskie odbicia jachtów w lazurowej wodzie nie przypuszczamy, że w kilka dni potem wydarzy się tragedia pogodowa na tych jeziorach... Powrót.

 

 

Jeździłem z GPSem i papierowymi mapami Demartu "GPS". Jak zwykle, ten Wydawca z charakterystyczną nonszalancją umieścił błędną informację o sposobie kodowania współrzędnych. Ewentualnym zainteresowanym, podaję eksperymentalnie dobrane przez mojego biegłego kolegę, dane (zresztą podobne jak na mapach z Pomorza):

E 021o00.000'

+0.9996000

+500000.0 m

0.0 m

 

user:

DX    +24 m

DY     -124 m

DZ    -82 m

DA    -1008 m

DF     +0.00480795

 

Inne wycieczki w okolicy:

http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/pogranicze.htm  Morąg - Ełk w dwóch wariantach

http://www.tomek.strony.ug.edu.pl/rowerem%201997.htm  z Ełku do Ełku (przez Tworki)

 

G.Rąkowski “Polska egzotyczna”, wyd. Rewasz, Pruszków 1994, ISBN 83-85557-10-5

M.Wańkowicz, "Na tropach Smętka"

 

http://www.wolf-5.suwalki.com.pl/menu.php   http://www.ga.com.pl/suwalszc.htm  doskonałe portale foto "moja Suwalszczyzna" i in.

http://www.mars.slupsk.pl/fort/  strony o fortyfikacjach

http://jurczak.net.pl/kamienie-wilhelma/index.htm  Dohnowie i dewiacje myśliwskie Wilhelma II ("cesarskie łowy")

http://www.armianiemiecka.tpf.pl/Biografie/cesarz.htm

http://www.ppr.pl/artykul.php?id=30024 z nartami na Mazury

http://mazury.info.pl/stanczyki/     http://www.ga.com.pl/stanczyk.htm    http://juliusz.lw.net.pl/stanczyki1.html    http://www.adamski.pl/foto/galeria/wycieczki/stanczyki/    Stańczyki

http://www.wm.olecko.pl/koleje/mazgarb/mazgarb03.htm strona o Kolejach na Mazurach Garbatych

 

 

Tomasz Pluciński 
nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F

strona główna

F

strona z indeksem opisów turystycznych