PRZESUNIĘCIE  WARTOWNI  Nr 1  NA  WESTERPLATTE   07.03.1967 roku

 

Niszczenie pamiątek Westerplatte

    Wygląda na to, że w latach 50-tych i 60-tych XX wieku chciano wypaczyć obraz tego co działo się na Westerplatte podczas obrony we wrześniu 1939 roku. Nie wiem gdzie zapadały decyzje dotyczące pozostałości po Wojskowej Składnicy Tranzytowej.  Sądzę, że szkodliwe dla Westerplatte działania były podejmowane w Gdańsku, chyba głównie, przez władze wojewódzkie reprezentowane przez „chłopców z Płońska” (jak ich nazywano): Przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej Piotra Stolarka i I Sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR Jana Ptasińskiego. Słyszałem, że inicjatorem tych działań w Warszawie był Minister Spraw Wewnętrznych Mieczysław Moczar.

    Jednym z pierwszych działań było wysadzenie w powietrze koszar. Koszary przetrwały 39 rok tylko lekko uszkodzone. Na początku lat 50-tych polscy saperzy podłożyli ładunki wybuchowe i odpalili je. Kompletnemu zniszczeniu uległo jedno skrzydło budynku, z drugiego pozostał tylko szkielet. Czy chodziło o całkowite unicestwienie, a zabrakło materiałów wybuchowych, czy chodziło o spowodowanie wrażenia, że atak był tak skuteczny, a obrona bardziej bohaterska? A może o nic nie chodziło, tylko czyjaś głupota?

     Budowa pomnika „Bohaterów Westerplatte 1939-1945” (ciekawe, o których „bohaterach” 1945 roku myślano: obrońcach, czy atakujących?) z gigantycznymi robotami ziemnymi, upamiętniająca tamte wydarzenia, paradoksalnie - skutecznie zatarła po nich sporo śladów.

     Poszerzenie kanału Martwej Wisły i budowa nowego nabrzeża do przeładunku drewna na Westerplatte zagroziły istnieniu wartowni nr 1. Był to wtedy ostatni zachowany, nie zniszczony obiekt Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Zostały wykonane 3 ekspertyzy mówiące o braku możliwości przesunięcia wartowni poza teren nowego nabrzeża i  wydano decyzję o jej likwidacji.

    Aby uniemożliwić wysadzenie w powietrze wartowni - podobno ktoś z Zarządu Portu dbał o to, aby na sąsiednie nabrzeże podstawiano do cumowania kolejne statki po odpłynięciu poprzednich.

 

 

1.   Stan wartowni do 45 r.

                         

Starania o zmianę decyzji

Na Vortalu Westerplatte pod tytułem „Działkowicze” F http://www.westerplatte.org/glowna/index.php?kod=31

Mariusz Wójtowicz-Podhorski napisał:  

                                                                                              

Czego nie mogli zrobić Niemcy pociskami kalibru 280mm w 1939 r., mieli zrobić Polacy w niecałe 30 lat później.
    Jednak szczęśliwie "opiekę" nad tym terenem sprawował Michał Gawlicki, swoisty "strażnik" Westerplatte, dowódca placówki "Elektrownia" i obok Franciszka Dąbrowskiego oraz Donata Zdunkiewicza, współzałożyciel Związku Obrońców Westerplatte (wchłoniętego następnie przez ZBOWiD w Nowym Porcie). Obrońców Westerplatte, a szczególnie ich dowódcy, kmdr por. Dąbrowskiemu, nie był obojętny los terenu Westerplatte. Świadczą o tym liczne "raporty" pisane przez Gawlickiego do Dąbrowskiego ze swoich codziennych pobytów na Westerplatte, gdzie służył także bezpłatnie jako przewodnik dla wycieczek. W jednym z listów (z 27 lutego 1962, cała korespondencja z tego okresu jest w archiwum naszego Stowarzyszenia) Gawlicki pisze, że wpadł na pomysł jak uratować Wartownię Nr 1. Piszę tu o tym dlatego, gdyż rola Gawlickiego w uratowaniu "Jedynki" jest całkowicie zapomniana. Zasługi te niemal w całości przypisali sobie inni, w tym tzw. "matka westerplatczyków", oficer UB, która po śmierci Gawlickiego zawładnęła kołem obrońców Westerplatte przy ZBOWiDzie w Nowym Porcie (wielu z nim zabroniła później wstępu na teren Westerplatte [sic!], a inny zaszczuty przez nią za podanie ręki na znak pojednania marynarzowi ze "Schleswig-Holsteina" zmarł wkrótce po tym na zawał serca!; nie pokonał go wróg, pokonał go język intrygantki szerzącej nienawiść). Często używa ona lub używa się w stosunku do niej określenia jako "opiekunki terenu Westerplatte"! Ostatniej rocznicy 1 września nie przeszkadzało jej jednak sprzedawać swoje książki tuż obok tonącego w szambie i pod stertą śmieci schronu placówki "Fort".
    Będąc przy Michale Gawlickim to dodam jeszcze, że z jego inicjatywy jeden z drobnicowców nazwano "Westerplatte", bo o tym też się już nie pamięta.
    Gawlicki miał pomysł, by podkopać się pod fundamenty "Jedynki" i po szynach przesunąć ją w głąb półwyspu z dala od terenu portowego (w ten sposób przesunięto wcześniej w Polsce dwa zabytki). W tym celu porozumiał się z kmdr. Dąbrowskim, który w tym czasie mieszkał w Krakowie (zmuszony był wcześniej opuścić Wybrzeże, jako oficerowi "sanacyjnemu" groził mu sąd wojenny; patrz: biogram). Ustalono, że trzeba znaleźć kontakt z Edwardem Szewczukiem, który miał najdłuższy "staż" na Westerplatte (Szewczuk przybył tam w 1930 r. z 2. Batalionu Mostów Kolejowych, pełnił służbę na Westerplatte do dnia kapitulacji) i który był przy budowie wszystkich obiektów obronnych WST. Wiedział więc jak wyglądają fundamenty i czy są mocno zbrojone (odnalezienie oryginalnych planów wartowni nie było w tym czasie możliwe). Korespondencja Gawlickiego z Dąbrowskim z tego okresu świadczy, że im obu mocno na sercu leżał los nie tylko "Jedynki", ale i całego terenu Westerplatte. Gawlicki zainteresował sprawą uratowania wartowni Komisję Ochrony Zabytków przy PTTK
.

 

     Doceniając zasługi pana Gawlickiego poniżej przedstawiam opis zdarzeń związanych ze staraniami o uratowanie wartowni nr 1 i samego jej przesunięcia, tak jak to zapamiętał człowiek, który wziął na siebie ciężar tych prac; autor projektu, organizator i kierownik tych robót, inż. architekt Aleksander Ślusarz.

 

     W roku 1965 (jesienią ?) odbywało się zebranie Komisji Ochrony Zabytków przy PTTK poświęcone między innymi utworzeniu w Ratuszu Głównomiejskim muzeum (filii muzeum). Wojewódzka Rada Narodowa i jej przewodniczący Piotr Stolarek planowali umieścić tam archiwum Dzielnicowej Rady Narodowej Gdańska. Na to zebranie przyszedł pracownik Kapitanatu Portu pan Gawlicki (?) i powiedział: „Panowie radzicie tutaj o obiektach, które stały wieki i dalej stać będą, a na Westerplatte właśnie chcą wysadzić w powietrze wartownię nr 1”. Bezpośrednio z tego zebrania na Westerplatte pojechali: inż. Ślusarz, dr Januszajtis, dr Ciemnołoński z wydziału Architektury PG i pan Gawlicki (?).

 

 

2.   Pierwsza wizja lokalna – inż. A. Ślusarz rozmawia z dr A. Januszajtisem

 

     Niedawne przesunięcie na rolkach kościoła w Warszawie sugerowało, że i tu można by spróbować tej metody. Widząc taką możliwość inż. Ślusarz od razu zobowiązał się dokonać tego przesunięcia. Niedługo potem, zaproszony na spotkanie weteranów - Westerplatczyków przyrzekł im (w czynie społecznym) przesunąć wartownię.

     W imieniu Komisji Ochrony Zabytków inż. Ślusarz pojechał do Warszawy szukać wsparcia u władz centralnych. Odwiedził gabinety prof. Lorenca (w sprawie ratusza) i min. Wieczorka z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, który obiecał poparcie i pomoc finansową. (Prace były wykonywane społecznie, ale inż. Ślusarz pamięta, że jakieś pieniądze były wypłacone stoczniowcom montującym stalową konstrukcję nośną).

     W celu spowodowania zmian decyzji władz wojewódzkich przedstawiciele Komisji Ochrony Zabytków w składzie: dr Januszajtis, dr Ciemnołoński i inż. Ślusarz udali się do przewodniczącego WRN. Stolarek bardzo ostro sprzeciwiał się koncepcji przesuwania wartowni. – „Są trzy ekspertyzy o braku możliwości przesunięcia i decyzja w tej sprawie już zapadła, a tutaj znaleźli się poprawiacze”. Doszło do ostrej wymiany zdań. Inż. Ślusarz powołał się na poparcie min. Wieczorka. To jeszcze podgrzało atmosferę. Stolarek podszedł do telefonu i połączył się z min. Wieczorkiem. Po rozmowie powiedział: -„Róbcie sobie, nie będę wam przeszkadzał, ale zobaczymy jak to się skończy”. Równie burzliwa była dyskusja o przyszłości ratusza. Na popieraną przez prof. Lorenca propozycję utworzenia Muzeum Miasta Gdańska Stolarek odpowiedział: -„Już postanowiliśmy. Tam będzie archiwum Dzielnicowej Rady Narodowej. Muzeów zrobiłem wam wystarczająco dużo! Nie po to złociliśmy jaja Zygmuntowi, żeby teraz robić tam kolejne muzeum”. Ta wypowiedź nie pozostała bez ostrej riposty, ale wtedy sprawy nie udało się załatwić.

 

Działania przygotowawcze

     Jedną z pierwszych czynności inż. A. Ślusarza było spotkanie z Przewodniczącym Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Gdańsku Tadeuszem Bejmem. Okazało się, że Bejm już wcześniej podjął pewne starania zmierzające do ratowania wartowni. W rozmowie wspomniał on o swoim niedawnym spotkaniu na obiedzie w „Orbisie”, z oficerami jednostki wojskowej, która przesuwała kościół w Warszawie. Kiedy ci oficerowie nie gwarantując powodzenia manewru zażądali sporych pieniędzy niezależnie od powodzenia akcji - „Zdenerwowali mnie, zapłaciłem za rachunek i wyszedłem” podsumował Bejm. Inicjatywa A. Ślusarza została przyjęta z zadowoleniem, a rezultatem spotkania było pismo upoważniające go do rozpoczęcia działań związanych z przesunięciem wartowni i do pozyskiwania potrzebnych materiałów, a przedsiębiorstwa do których się zwróci - do nieodpłatnego ich udostępniania i do udzielania innej pomocy w ramach prac społecznych.

     Po wykonaniu koncepcji projektu A. Ślusarz udał się na konsultacje do prof. Rydlewskiego z Katedry Statyki Budowli PG (w latach 68-70 rektora Politechniki Gdańskiej), autora jednej z ekspertyz mówiącej o braku możliwości przesunięcia wartowni. Były student miał nadzieję na uzyskanie jakiejś pomocy ze strony politechniki. Profesor zadeklarował współudział katedry w opracowaniu dokumentacji przesunięcia po dostarczeniu inwentaryzacji wartowni. W tym okresie, pomimo że nie została wykonana przez pracowników politechniki żadna nowa ekspertyza, w Głosie Wybrzeża ukazał się artykuł pod tytułem: „Politechnika Gdańska rehabilituje się – zaistniała możliwość przesunięcia wartowni”. Niedługo po dostarczeniu inwentaryzacji wartowni inż. Ślusarz otrzymał pismo informujące, że: „Katedra nie może zająć się tą sprawą ze względu na wyjazd ze studentami na praktyki” (Zaczynały się wakacje). W tym układzie, ponaglany terminami inż. Ślusarz sam zrobił projekt.

     Poprzednie przesunięcia budynków były wykonywane w ten sposób, że odcinano obiekt od fundamentów i wzmocniony powyżej linii odcięcia przesuwano na nowe fundamenty wykonane na nowym miejscu. W tamtych latach nie było dostępnego sprzętu do cięcia betonu i dlatego A. Ślusarz zaprojektował przesunięcie wartowni razem z fundamentami i piwniczką – gniazdem CKM-ów. Dodatkowym utrudnieniem było to, że piwniczka ta miała grube (ok. 50 cm), ciężkie ściany, i usytuowana była pod narożnikiem wartowni. Przez to fundamenty znajdowały się na różnych głębokościach. Nikt nie słyszał o wcześniejszym takim (wraz z piwnicą i fundamentami) przesuwaniu żadnego obiektu!

 

Początek prac   wiosna – jesień 66

     Przewodniczący MRN T. Bejm załatwił wykorzystanie spychacza i koparki z pobliskiej budowy pomnika i rozpoczęło się odkopywanie wartowni. Do pomocy przyjeżdżało również kilku saperów z Gdyni, bo wewnątrz i na zewnątrz było sporo pocisków, granatów, całe skrzynki zapalników.

 

 

3.   Początek prac – wartownia z góry

 

 

4.   Początek prac – inż. A. Ślusarz rozmawia z operatorem spychacza

 

 

5.   Początek prac – odsłanianie fundamentów wartowni

 

 

6.   Początek prac – w tle budowa pomnika

 

 

7.   Początek prac – dach wartowni i już ułożony fragment torowiska nowego

nabrzeża, to dla możliwości kontynuowania tych prac chciano zlikwidować wartownię

 

 

     Przy wybieraniu wiaderkami ziemi z wnętrza wartowni uczestniczyła młodzież szkolna i harcerze. Samochody ciężarowe dostarczane były przez różne zakłady pracy. Niebezpieczna i nieprzyjemna do oczyszczenia była piwniczka – gniazdo CKM-ów. Z zalegających ją fekaliów wystawały zardzewiałe granaty, a głębiej „zatopiony” był cały arsenał. Nie chcąc narażać życia swych podwładnych, ich dowódca wycofał saperów z prac przy wartowni. Brak saperów spowodował kilkutygodniową przerwę w pracach. Zaistniała obawa, że zastój ten może być pretekstem do ponownego wydania decyzji o unicestwieniu wartowni.

     Bardzo ciekawa była wizyta w Stoczni Gdańskiej. Dyrektor Piasecki był życzliwy i wyraził chęć udzielenia pomocy. Na uwagę inż. Ślusarza, że zabrano mu saperów powiedział: „Nie ma problemu” i połączył się telefonicznie ze Stolarkiem, powiedział o co chodzi, chwilę słuchał, a po odłożeniu słuchawki jeszcze chwilę zasmucony pomilczał i oświadczył: „Ja pana bardzo przepraszam, ale w niczym nie mogę panu pomóc”. Wściekły A. Ślusarz coś niemiłego mu odpowiedział i wyszedł. Na korytarzu dogoniła go sekretarka i prawie siłą sprowadziła z powrotem do gabinetu. Piasecki tłumaczył się, że nie może działać wbrew władzom wojewódzkim. „Oni tylko czekają na pretekst żeby ....”. Doradził zwrócić się do Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego(?) „Jak dostanę polecenie z Warszawy, to ...”. A. Ślusarz pojechał do Warszawy i dostał „polecenie” dla Piaseckiego. Dalsza współpraca była bardzo dobra.

      Na wakacje z Warszawy przyjechała znajoma A. Ślusarza Krystyna Grzelak. Na Westerplatte była sytuacja patowa (brak saperów). Gdy dowiedziała się co wstrzymuje prace, wykorzystując chwilę nieuwagi A. Ślusarza weszła do piwniczki i po chwili stanęła przed nim z granatami w obu rękach. Przerażony A. Ślusarz delikatnie odebrał je od niej i wrzucił do wykopu chowając się za nasypem. Nie wybuchły! Ośmieleni powodzeniem, już razem wydobyli dużą ilość pocisków artyleryjskich, granatów, a nawet jedną minę przeciwczołgową. W celu zmuszenia saperów do działania ułożyli je w kilku rzędach na drodze z Wisłoujścia. Kierowcy ciężarówek jadących rano na budowę pomnika zatrzymali się przed zaporą i w piknikowej atmosferze czekali na saperów. Po kilku godzinach udało się ich sprowadzić. Wywieźli już wydobyte niewypały i podjęli dalsze prace.

     Dokończono odkopywania wartowni. Wykonano wykop na trasie planowanego przeciągania. Ułożono na jego dnie torowisko dla rolek.

     Po nocnym północnym wietrze, gdy A. Ślusarz przyjechał na budowę, zobaczył wykop pełen wody z zatopionym torowiskiem. Ten przypadek wpłynął na zmianę koncepcji. Takie, ułożone w głębokim wykopie, na mocno nawodnionym gruncie torowisko dla rolek pod piwnicą wartowni, narażone było na osiadanie i następne podtopienia.

 

Druga koncepcja przesunięcia wartowni

     Inż. A. Ślusarz opracował nową technologię, a inż. Sikorski z Biura Projektów Budownictwa Przemysłowego na ul. Garncarskiej wykonał obliczenia statyczne. W nowej koncepcji torowisko zostało usytuowane nie pod, a po bokach wartowni i wyżej od spodu fundamentów, na trawersie skarpy wykopu. Na torowisku ustawiono zestawy wózków. Na obydwu zestawach ustawiono pionowe konstrukcje sięgające powyżej dachu wartowni: po siedem słupów połączonych dołem i górą poziomymi belkami.

 

 

 

 

8, 9, 10   Montaż ramy nośnej – wykonany element pionowy na wózkach

 

 

11.   Schemat z artykułu o przesuwaniu wartowni prof. dr hab. inż. JERZEGO ZIÓŁKO

zamieszczonego w "INŻYNIERIA I BUDOWNICTWO" nr 10/2009

 

 

     Ponad stropem wartowni przyspawano do nich siedem poziomych belek dwuteowych. Belki miały długość ok. 12 m i były wysokie na 0,6 – 1,2 m. Powstała w ten sposób suwnica bramowa obejmująca całą wartownię. Z górnych poziomych belek schodziły wieszaki wykonane z par prętów o średnicy 28 mm (32 mm ?). Jeden pręt na zewnątrz, a drugi wewnątrz budynku (poprzez wykuty otwór w stropie), przy ścianach, połączone pod ławami fundamentowymi krótkimi beleczkami. Górne końcówki prętów nagwintowano.  Nakrętki na nich umożliwiały naprężenie wieszaków. Dalsze równomierne dokręcanie nakrętek miało podnieść wartownię do góry. Dla wzmocnienia budynku przewidziano na dole stalową ramą opasującą ściany oraz zastrzały na zewnątrz i wewnątrz wartowni.

     Z tym projektem A. Ślusarz udał się na konsultacje do mgr inż. Buczkowskiego z Katedry Konstrukcji Stalowych(?) PG. Nie udało się uzyskać żadnej parafki na projekcie. Proszony o sprawdzenie wytrzymałości jednego z bardziej obciążonych elementów inż. Buczkowski potwierdził jego wytrzymałość tylko ustnie.

     Większość elementów stalowych do tej konstrukcji wypożyczyła Dyrekcja Zarządu Dróg i Mostów z ul. Długiej. Obróbką tych elementów zajęła się Stocznia Gdańska. Przycinano je na terenie stoczni, a następnie stoczniowi spawacze zmontowali konstrukcję ramową na miejscu. Stocznia również wypożyczyła wspomniane wózki (używane tam do wodowania mniejszych jednostek) i wciągarkę, która miała przeciągnąć całość.

     Bez rozgłosu zrobiono odspojenie wartowni od podłoża. Czterech ludzi równomiernie, dużymi kluczami, po kolei dokręcało po kilka obrotów, nakrętki na wieszakach. Gdy wartownia została podniesiona, okazało się, że podłoga gniazda CKM-ów wykonana była z dwóch warstw betonu przedzielonych warstwą papy. Oderwanie od podłoża nastąpiło wzdłuż tej papy i dolna warstwa betonu pozostała na gruncie. Tego dnia dokonano jeszcze sondażowego przesunięcia o kilkadziesiąt cm.

    Inż. A. Ślusarz jeszcze raz spróbował uzyskać wsparcie Katedry Konstrukcji Stalowych. Inż. Buczkowski nic nie podpisał, nawet po informacji Ślusarza: „Wartownia dzisiaj już przejechała pół metra. Jutro chcemy jechać dalej”.

     Na drugi dzień 07.03.1967 r. na Westerplatte zjechało sporo osób; A. Ślusarz nie wie, kto ich powiadomił. Między innymi byli: Rydlewski, Buczkowski, Januszajtis i Ciemnołoński z Politechniki, dziennikarze lokalnej prasy, a nawet telewizja. Jakiś dziennikarz próbował robić wywiad z A. Ślusarzem, ale został odprawiony. Dziennikarz zwrócił się do prof. Rydlewskiego, który z chęcią zaczął udzielać wywiadu. Znajdujący się opodal A. Ślusarz usłyszał jak profesor tłumaczy, że „pod spodem są rolki na których wartownia ...” (były w poprzedniej koncepcji). Podszedł i wyjaśnił „Panie profesorze tam nie ma żadnych rolek. Wartownia jest zawieszona ...”. Rydlewski kontynuował wywiad mówiąc teraz o zestawie dźwigów portalowych. Uwagę Ślusarza: „Niech i tak będzie” skomentował: „No widzi pan panie redaktorze, nawet z architektem można się dogadać”. Po uruchomieniu wciągarki, w ciągu kilkudziesięciu minut wartownia przejechała 78 m na swoje nowe miejsce nie sprawiając kłopotów.

 

 

12.   Przesuwanie - od strony wciągarki

 

 

13.   Przesuwanie – od tyłu

 

 

     Pokazany w telewizji reportaż z przesunięcia kończył się najazdem na twarz inż. A. Ślusarza, a spiker powiedział „To jest człowiek, który uratował wartownię przed wysadzeniem w powietrze i był odpowiedzialny za wszystko od początku do końca”.

     Po przesunięciu wartowni strażacy obsypali piaskiem fundamenty i wodą, pod ciśnieniem rozprowadzili i zagęścili ten piasek pod i wokół całości.

     Pozostało jeszcze rozebrać stalową konstrukcję nośną i torowisko, i wykonać inne prace porządkowe. Bejm dziękując A. Ślusarzowi za wykonane prace powiedział: „No, dość pan zrobił! Resztą ja się zajmę”. Prace wykonano, ale zrodził się dodatkowy problem. Stoczniowcy rozmontowali konstrukcję nośną i przewieźli ją na teren stoczni. Po pewnym czasie właściciel elementów stalowych (Dyrekcja Zarządu Dróg i Mostów) upomniała się u A. Ślusarza o zwrot pożyczonych i przez niego pokwitowanych materiałów. Naprawienie pomyłki nie było takie proste, bo do stoczni wwieziono je bez kwitów materiałowych.

 

Podsumowanie

     Inż. A. Ślusarz zaangażował się w te prace nie dla rozgłosu ani pieniędzy. Może bardziej niż innych bulwersowały go działania władz, wyglądające na chęć unicestwienia materialnych pamiątek związanych z chwałą obrońców Westerplatte, żołnierzy II Rzeczpospolitej.

     Udało się pokrzyżować plany władz wojewódzkich - "chłopców z Płońska", ale wygląda na to, że nie darowali oni tej przegranej. Dzień lub dwa po przesunięciu dyrektor zakładu, w którym był zatrudniony inż. Ślusarz poprosił go o napisanie podania o zwolnienie. Ktoś puścił plotkę, że z materiałów, z których się nie rozliczył A. Ślusarz postawił sobie dom na Osiedlu Młodych. Odwiedził go w domu pewien nieznajomy, który „bardzo życzliwie” ostrzegł: „Jest polecenie, żeby pana zamknąć pod jakimkolwiek pretekstem” (możliwe, że te odwiedziny odbyły się jeszcze w trakcie prac).

     Wspomniany reportaż telewizyjny był ostatnią na 40 lat publikacją mówiącą rzetelnie o jego wiodącej roli przy ratowaniu wartowni. W artykule prasowym tuż po przesunięciu wartowni jako autora projektu przedstawiono prof. Rydlewskiego. Wprawdzie po kilku dniach ukazało się sprostowanie, ale (jak to sprostowania) nieduże i gdzieś na dalszej stronie. Późniejsze artykuły prasowe wspominają nazwisko inż. A. Ślusarza, ale jako jednego z wielu, przypisując zasługi tym, którzy konkretnie współdziałali, jak i tym, którzy tylko życzliwie wspierali moralnie, ale i tym, którzy wręcz utrudniali. Nawet autor cytowanego powyżej tekstu napisał: „Gawlicki miał pomysł, by podkopać się pod fundamenty "Jedynki" i po szynach przesunąć ją ...

     Niedługo po przesunięciu wartowni prof. Rydlewski przysłał do inż. A. Ślusarza dr Ciemnołońskiego po dokumentację. Ponieważ A. Ślusarz nie chciał się z nią rozstawać, niebawem został zaproszony do profesora. Pojechał tam z dokumentacją. Najpierw udał się do dr Ciemnołońskiego, następnie razem z nim do profesora. Dr Ciemnołoński poszedł tam w białym fartuchu, prosto z zajęć ze studentami i usłyszał: „Proszę wyjść. Jak pan do mnie przychodzi ubrany”. Profesor zasugerował A. Ślusarzowi wspólne pójście z dokumentacją do NOT-u, który ma pieniądze na nagrody za projekty innowacyjne. „To niech pan profesor zrobi projekt i im zaniesie”, odpowiedział inż. Ślusarz i zabierając dokumentację wyszedł z gabinetu. Słyszał potem, że za uratowanie wartowni prof. Rydlewski dostał talon na Skodę.

     To już tylko konfabulacja, bo to z pewnością tylko pechowy zbieg okoliczności, ale trzech głównych animatorów przesunięcia wartowni miało później pewne przykrości.

     Przy okazji prowadzenia innych prac na zlecenie wojska, inż. A. Ślusarz został oskarżony o „osłabienie obronności kraju” i skazany na 10 lat więzienia i wysoką grzywnę. Prokurator sam namawiał go aby napisał prośbę o ułaskawienie. Ponieważ nie chciał „prosić”, tę prośbę napisał ktoś z rodziny i po 4 latach został wypuszczony na sprawowanie opieki nad matką, a niebawem ułaskawiony (ale to materiał na inną opowieść).

     T. Bejm został przeniesiony do Warszawy. Gdy był spakowany pod jego dom 10 min. przed umówionym terminem przybycia transportu podjechał samochód. Człowiek, który nim przyjechał powiedział matce Bejma, że przyjechał po rzeczy, zabrał je do auta i odjechał. 3 min. później przyjechało drugie auto (tym razem umówione). O tej kradzieży i o tym, co było w tych bagażach sporo się mówiło w Gdańsku. Bejm był uważany za dobrego zarządcę nie tylko spraw publicznych. Sprawcę ujęto i skazano, ale otrzymał niezbyt wysoki wyrok, bo Bejm bagatelizował swoją szkodę. Nikt nie wierzył, żeby tej kradzieży mógł dokonać zwykły złodziejaszek. A. Ślusarz w więzieniu spotkał go i usłyszał: „Pan tu siedzisz nie wiadomo za co. Ja wiem za co siedzę. Jak stąd wyjdę; jestem ustawiony do końca życia”.

     W nieodległym czasie i Piasecki został odwołany ze stanowiska dyrektora Stoczni Gdańskiej.

   

Relację inż. architekta Aleksandra Ślusarza

spisał i skomentował

Krzysztof Wasilewski

adres do korespondencji               

krzysztofalpiner@wp.pl

 

Fragment mapy WIG 1:25000 z 1926 r.

 

 

Fragment mapy: Plan sytuacji bojowej na Westerplatte w dniu 1.09.1939 (z książki Flisowskiego)

 

 

Rysunki inwentaryzacyjne wartowni wykonane przez inż. architekta A. Ślusarza

 

 

 

 

 

 

 

 

ciekawostki związane z Pomnikiem Obrońców (wcale nie Westerplatte...) 

http://historia.trojmiasto.pl/Granitowy-kolos-u-wrot-gdanskiego-portu-Historia-Pomnika-Obroncow-Wybrzeza-n93784.html

http://lestat.salon24.pl/284265,czy-27-sierpnia-1981-mogly-pasc-strzaly-na-westerplatte

 

 Tomasz Pluciński
nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl 

F strona główna