ŻUŁAWY:  WOJNA  Z  WIATRAKAMI  TRWA.

 

**ostatnia aktualizacja 25.02.2016 **

 

Żuławy mają pewne charakterystyczne cechy różniące je od reszty kraju. Tłusta czarna wilgotna ziemia była już w średniowieczu naturalnym magnesem osadnictwa rolnego i źródłem dostatku ludzi. Trudne warunki wodne, konieczność wytężonej pracy uczyły szacunku do obiektów materialnych. Typowymi elementami były z jednej strony budowle ziemne: wały, kanały, wrota wodne, urządzenia pompujące - wiatraki, jak i okazałe domostwa podcieniowe, a wreszcie kościoły. Wszystko w charakterystycznym miejscowym stylu.

 

Część tego stylu przybyła z religijnymi emigrantami z Niderlandów - Mennonitami. Ich obyczaje to kolejna niezwykłość regionu. Na przedwojennej mapie WIG można na Żuławach odnaleźć setki wiatraków. Kościółki żuławskie są ewenementem: budowane z reguły gdzieś w XIV wieku, w charakterystycznym „przyciężkim” stylu „nadwiślańskiego gotyku”, czasem z wytworną elegancją smukłych wież krytych gontem. Takiego skupiska średniowiecznych budowli szukać można chyba tylko na Dolnym Śląsku. Gdy wejść w letni upalny niedzielny poranek w chłodny mrok kościółka chociażby w Mątowach - wyczuwa się charakterystyczny, ale niesprecyzowany zapach Czasu: może to stare drewno kościelnych ławek, może zapach wilgoci podziemi...

 

Największą próbę czasu przyniósł koniec wojny. Zdobywcy potraktowali wszystkie budowle jako symbol niemczyzny i dorobkiewiczostwa, i religijnego zabobonu. Już po zakończeniu wojny Armia Czerwona burzyła co tylko się dało. Przypadkowi prymitywni osadnicy podjęli dzieło dewastacji; a nowa władza je kontynuowała. Przykro to powiedzieć, ale dewastacja trwa do dziś - w cieniu Wysokiego Urzędu Konserwatora Zabytków, przy powoływaniu się na obiektywne powody prawne, finansowe. Ale fakty są nieubłagane, a obcy oceniają jedynie fakty: niewyobrażalnego zaniedbania.

 

Już po zakończeniu najintensywniejszej fazy powojennego zagospodarowania Żuław, podjęto pierwszą próbę lustracji stanu zachowania zabytków pozostałych po wojnie. Przytaczam fragmenty opracowania Jerzego Stankiewicza:

 

Zabytki budownictwa i architektury na Żuławach. (na marginesie przeprowadzonej w latach 1955-1956 lustracji zabytków). wyd. Gdańskie Towarzystwo Naukowe 1958.

 

 

Zostały zniszczone w czasie działań wojennych [w opracowaniu nie można było wtedy napisać prawdy: PO zakończeniu działań wojennych] najcenniejsze kościoły gotyckie, jak np. w Fiszewie, Cedrach Wielkich, Ostaszewie, Borętach, Wocławach i Steblewie.

 

Już w okresie powojennym miejscowa ludność rozebrała kilka zabytkowych, przeważnie ryglowych kościołów poewangelickich, przy czym kierowano się głównie względami rabunkowymi (cegła, drzewo na opał).

 

Rozebrano na opał, przeważnie po wojnie, znaczną ilość najstarszych domów podcieniowych, które groziły zawaleniem i nie nadawały się do zamieszkania.

 

Rozebrano bodajże wszystkie ostatnie wiatraki odwadniające, które zresztą już przed wojną były nieczynne a zachowywane wyłącznie jako obiekty zabytkowe. Również wiatraki-młyny, obecnie nieczynne, są w poważnym stopniu narażone na zniszczenie i rozbiórkę.

 

Domy podcieniowe, które zachowały się do dzisiaj, znajdują się w większości w bardzo złym stanie technicznym i jako takie mogą być w każdej chwili przeznaczone do rozbiórki. Główną przyczyną tego jest następująca: dawniej jeden dom stanowił własność jednej rodziny, obecnie niektóre domy podcieniowe zamieszkuje nawet 4-5 rodzin. Tak silne przeludnienie wpływa nader niekorzystnie na stan zachowania starych  budynków, zwłaszcza, że na ogół żaden z lokatorów nie poczuwa się do obowiązku dbania o wspólne dobro, a nawet swoje niezadowolenie z powodu niewygodnych warunków mieszkaniowych przelewa na zabytkowy budynek. (nierzadko, kiedy w czasie lustracji w rozmowach z mieszkańcami domów podcieniowych podnosiliśmy konieczność okazywania większej troskliwości o budynek, odpowiadano nam, że lokatorzy chcą ś w i a d o m i e doprowadzić prędzej swój wspólny dom do ruiny, gdyż mają nadzieję, że może wtedy dostaną lepsze i  o d d z i e l n e mieszkania.)

 

Należy przeprowadzić odpowiednią akcję uświadamiającą, gdyż jak dotychczas ludność miejscowa ocenia wszystkie obiekty zabytkowe wyłącznie pod kątem widzenia ich wartości użytkowej.

 

 

Niewiarygodne, ale po 50 latach od tamtego opracowania nie zmieniło się podejście moich Rodaków do zabytków!)

Jednym z czynników dewastacji była działalność administracji. Przejmowanie przez PGRy obiektów, zamiana ich na cele gospodarcze i charakterystyczne dla „społecznej własności” (czyli: niczyjej) traktowanie. Dostatnie domy podcieniowe były symbolem obszarniczej własności, a wiatraki były plakatowym wręcz symbolem kułactwa, więc ich los w PRL-u był przesądzony. Władza ludowa walczyła z wiatrakami bardzo skutecznie...

 

Ale po przemianach politycznych nie zmieniła się prymitywna mentalność przypadkowych aktualnych użytkowników. To w ostatnich latach zwalono w nocy liną i traktorem - zabytkowe ściany ruiny kościoła w Wocławach. Nieznani sprawcy (być może sąsiedzi) spalili pieczołowicie odrestaurowany przedostatni wiatrak żuławski - w Wikrowie (rozsypująca się ruina w Drewnicy już wiatrakiem nie jest). Najstarszy bodaj szachulcowy kościół (raczej jego ruina) w Polsce - w Gnojewie, w każdej chwili może się zawalić. Wiatrak w Palczewie niszczeje od lat na terenie prywatnym opatrzony tabliczką zakrawającą na kpinę: zakaz wstępu z powodu robót budowlanych. Zdaje się czekać aż nieznani sprawcy podłożą ogień. Podobnie jak unikatowa mennonicka drewniana dzwonnica w Wiślinie (została niedawno odrestaurowana). A dotychczasowi właściciele oraz Konserwator Zabytków będą nareszcie mogli odetchnąć z ulgą: koniec kłopotów! Na razie tłumaczy się on niejasnym stanem prawnym własności, oraz stanem finansów.

 

Po pożarze w Wikrowie tak to opisałem na stronie www:

Bardzo nie lubimy, kiedy Niemcy z przekąsem mówią złośliwie: „polnische Wirtschaft”. A jak inaczej nazwać coś takiego? Ową polską przemyślność, która sprowadza się do zerwania dachu z opuszczonego pałacu - aby naprawić daszek na swoim świńskim chlewiku. Oraz po nocy ściąć zabytkowy dąb w pałacowym parku - na opał. Bo zima sroga i czymś palić trzeba... I również nocą wylać do parkowego stawu stare zapasy płynu do opryskiwania pola. A owe nagminne kradzieże wszystkiego, co da się sprzedać.  Sieć trakcyjną, pokrywę studzienki kanalizacyjnej, szyny żuławskiej kolei wąskotorowej, żelazny mostek... Nie na żaden chleb dla głodnych dzieci (tak się to z reguły usprawiedliwia), ale na zwykłą wódę i codzienne sakramentalne pięć piw. I wiejskie psy przykute na całe życie na metrowym łańcuchu wrzynającym się w szyję, bez budy... A owe hordy półpijanych wyrostków przesiadujących przed blokami i łamiących wszystko, co da się wyłamać i arogancko zaczepiających wszystkich po drodze... A ta najmilsza zabawa wiejskiej młodzieży: zrywanie rozkładów jazdy na przystanku PKS i odwracających drogowskazy i znaki drogowe... A wszystko obsmarowujących spray’em... A to tylko maleńka część smętnej polskiej rzeczywistości w 14 lat po odzyskaniu swobody; nie dotykam tu nawet "wielkiej polityki". Przecież czegoś takiego nigdzie w Europie już nie ma! Nawet w pogardzanej Rosji!

Dopuszczam wreszcie ową myśl, przed którą się dotąd broniłem: a może jednak byłoby lepiej, gdyby jakiś zabytek wykupił jakiś Niemiec? Może jednak byłoby lepiej, żeby ten zabytek istniał dalej, nawet w obcym ręku, ale jednak istniał... Trudno mnie posądzać o sympatie niemieckie lub europejskie. Ale myślę, że ten Naród już o własnych siłach nie wydźwignie się z takiego bagna... Dlatego niedawno głosowałem za akcesją do bynajmniej nie podziwianej Unii. Może arogancja gospodarujących u nas obcych wreszcie wymusi jakieś zmiany polskiej mentalności? Niestety: za bardzo wielką cenę.

Turystyka i krajoznawstwo dają najbliższy kontakt z Ziemią i ludźmi. Nigdy nie spodziewałem się, że będą to wrażenia tak przykre!

 

 

Dopełnieniem obrazu jest ogólny obraz Żuław. Zlikwidowana i rozkradziona na oczach władz struktura zabytkowych kolei wąskotorowych. Przenawożone pola („dogonimy i przegonimy USA w zużyciu nawozów sztucznych”), zaniedbana melioracja - i stojąca w kanałach gnijąca i cuchnąca woda. Żuławy okazały się też wymarzonym terenem inwestycji przemysłowych: rafineria, oczyszczalnia ścieków, baza przeładunkowa żwiru, złomownia, wysypisko odpadów fosfogipsu, wysypisko popiołów z elektrociepłowni. I wiele innych ambitnych planów. Rozkradane są właśnie dzisiaj stare cmentarzyki (płyty i metalowe elementy) - na wódkę (dziennikarze z upodobaniem usprawiedliwiają to jako potrzebę dla „głodnych dzieci”).

 

Wiele zniszczeń widocznych jest do dziś - jako przykre dla oka ruiny kościołów, walące się domy podcieniowe. Ale bardzo wiele dewastacji już nie mąci nam widoku - bo zostały skrzętnie uprzątnięte po zniszczeniu.

Jako uzupełnienie więc przytaczam wyniki lustracji z 1956 roku, a więc dziejów już powojennych - cytowane fragmenty dotyczą jedynie tych żuławskich kościółków i wiatraków, po których żadnych śladów już nie ma - nie prowokują więc dziennikarzy do głupich zarzutów.

 

 

Można pozazdrościć PT Panom Konserwatorom Zabytków dobrego samopoczucia...

 

2016 trochę zmian... W 2014 spalony dom podcieniowy w Złotowie, a wcześniej doprowadzone do ruiny domy podcieniowe w Żuławce, spalona karczma przy przeprawie w Palczewie, ukradziony rozjazd wąskotorówki żuławskiej w Stegnie, spalone wiaty turystyczne w rejonie Ptasiego Raju oraz nad Druznem, wykopane zabytkowe graniczne słupy Wersalskie...  cdn zapewne nastąpi

 

 

nowy adres:  tomasz.plucinski@ug.edu.pl

F strona z indeksem opisów turystycznych
F strona główna